La Russa wyjaśnił, że armia odpowie w ten sposób na liczne apele, w tym prezydenta Giorgia Napolitano, o zwiększenie bezpieczeństwa pracy. CENSIS (Instytut Badań Społeczno-Ekonomicznych) opublikował ostatnio porażające dane, z których wynika, że w 2007 roku we Włoszech w pracy śmierć poniosło 1170 osób, czyli o połowę więcej niż we Francji i o 30 proc. więcej niż w Hiszpanii oraz liczących więcej mieszkańców Niemczech.
Niemal 600 Włoszek i Włochów zginęło w fabrykach i na budowach z powodu nieprzestrzegania przez pracodawcę przepisów BHP. Jeśli wziąć pod uwagę, że w zeszłym roku we Włoszech zamordowano w sumie 660 osób, okazuje się, że źli pracodawcy to najbardziej niebezpieczni seryjni mordercy.
Problem pogłębia fakt, że – jak się szacuje – ok. 40 proc. włoskiej gospodarki to szara strefa. Sporo osób, w tym wielu imigrantów, pracuje na czarno i nie może się domagać należnych praw. A lekceważenie przepisów bezpieczeństwa pracy, nieodbiegających we Włoszech od norm europejskich, przynosi pracodawcom spore oszczędności.
Minister La Russa zwiększył już o 60 funkcjonariuszy (do 530) grupę karabinierów oddelegowanych do pomocy 3,5-tysięcznej armii inspektorów Ministerstwa Pracy, Zdrowia i Polityki Społecznej. Po wakacjach planuje wesprzeć patrole regularnym wojskiem, ale żeby to zrobić, musi zmienić w ustawie zakres obowiązków armii. Bliższe szczegóły nie są jeszcze znane.
Opozycja podnosi, że to kolejne pociągnięcie propagandowe rządu, który działa na pokaz, wyprowadzając wojsko na włoskie ulice. Przypomina, że po wakacjach 7 tys. rzymskich strażników miejskich też ma nosić broń. Tygodnik „Famiglia Cristiana” pyta z przekąsem: „Czyżbyśmy żyli w Angoli?”. Padły też porównania z Kolumbią.