W ramach walki o ład i porządek, której przyklaskuje większość Włochów, po neapolitańskich śmieciach, prostytutkach ulicznych, żebrakach i pomywaczach szyb samochodowych na skrzyżowaniach przyszła kolej na grafficiarzy. Berlusconi przemawiając na święcie swojej partii „Lud Wolności” w Mediolanie stwierdził, że niektóre włoskie miasta z winy grafficiarzy wyglądają jak afrykańskie slumsy i trzeba z tym skończyć.

Na mocy dekretów bezpieczeństwa z lipca złapany grafficiarz musi własnoręcznie lub z własnej kieszeni zadbać o zlikwidowanie skutków swej działalności. Dotychczas najsrożej ukarany został eurodeputowany Ligi Północnej Mario Borghezio. Gdy sędzia Clementina Forleo uniewinniła pięciu islamistów rekrutujących w Mediolanie na wojnę w Iraku tłumacząc, że są żołnierzami a nie terrorystami, Borghezio napisał na murze sprayem „Forleo hańba!”. O materiał dowodowy zadbał sam. By nadać sobie i akcji rozgłosu, powiadomił zawczasu ekipę lokalnej telewizji, która wszystko sfilmowała i pokazała we wiadomościach. Zapłacił 600 euro.

Już niebawem malowanie sprayem po murach przestanie być zwykłym wykroczeniem. Stanie się przestępstwem karanym dodatkowo słoną grzywną, a nawet więzieniem. Usuwanie graffiti kosztuje Włochów rocznie 80 mln euro, ale stale ich przybywa. Jak się szacuje, dziś usunięcie wszystkich kosztowałoby 850 mln euro.

Nowe przepisy krytykuje Vittorio Sgarbi, znakomity krytyk sztuki, były wiceminister kultury. Uważa on, że karać należy wyłącznie tych, którzy malują po budynkach wybudowanych przed 1960 r. Jego zdaniem to, co powstało we włoskiej architekturze potem, jest taką okropnością, że należy wezwać grafficiarzy i zapłacić im za ożywienie i upiększenie betonowych molochów. Podał przykład dzielnicy „Milano 2” wzniesionej w 1979 r. przez Berlusconiego, gdy zaczynał karierę jako przedsiębiorca budowlany.

Sgarbi zaapelował, by w ferworze walki z graffiti zachować rozsądek i umiar. Przypomniał, że w 1982 r. władze Rzymu za słone pieniądze zatrudniły amerykańskiego artystę gatunku Keitha Haringa (1958-90), który pomalował most, po którym metro jedzie nad Tybrem. W 2001 r. świeżo zatrudniona przez rzymskie przedsiębiorstwo transportowe zewnętrzna firma sprzątająca nie poznała się na dziele sztuki i umyła most do czysta.