Już raz, na przełomie XX i XXI wieku, wielkie terytorium Demokratycznej Republiki Konga – pogrążonego w chaosie afrykańskiego olbrzyma (blisko 2,5 mln km kw.) – stało się wielkim afrykańskim polem bitwy. Walczyło na nim kilka armii rebeliantów i oddziały z Rwandy, Ugandy, Angoli, Zimbabwe i Namibii.
Stawka była wysoka: przejęcie kontroli nad rządem w Kinszasie, a zwłaszcza nad bogatymi złożami diamentów, złota i innych bogactw naturalnych. Czy i tym razem sąsiedzi skorzystają z okazji, jaką jest wojna domowa, i spróbują podjąć interwencję na jego terenie? Jak wynika z niektórych informacji, już tak się stało.
Według pierwszych doniesień w walkach na wschodnim pograniczu brali udział rebelianci zbuntowanego gen. Laurenta Nkundy i oddziały rządowe. Potem pojawiły się informacje o tym, że do akcji wkroczyła też paramilitarna organizacja Mai-Mai, rebelianci Hutu, a także kilka innych pomniejszych bojówek plemiennych.
Wreszcie pojawili się i żołnierze w obcych mundurach. Jak twierdzą kongijskie władze, przez dżungle wschodniego pogranicza przedarły się oddziały z Rwandy. Miały one wspomóc gen. Nkundę i dostarczyć jego lekko uzbrojonym bojownikom wsparcie artyleryjskie. Wygląda jednak na to, że i rząd zwrócił się o pomoc z zewnątrz. W sobotę chcący zachować anonimowość oficer z misji ONZ ujawnił AFP, że na polu bitwy widziani byli Angolczycy. I nie byli to, jak wcześniej twierdzono, „instruktorzy”, tylko żołnierze, którzy wraz z siłami rządowymi walczyli z rebeliantami Tutsi.
Rządy Rwandy i Angoli zgodnie zaprzeczają, jakoby ich wojska walczyły na terenie Konga. Eksperci obawiają się jednak, że informacje te mogą się potwierdzić. Jeżeli tak się stanie, inne państwa regionu mogą dojść do wniosku, że ich interesy są zagrożone, i również przystąpić do akcji. W takim wypadku również w Kongu dojdzie do drugiej „wielkiej wojny afrykańskiej”, najbardziej ucierpią cywile. W trakcie poprzedniego wielkiego konfliktu na terenie tego kraju zginęło ok. 4 milionów osób. Z powodu nowych walk tylko w ciągu ostatnich dwóch miesięcy ćwierć miliona osób musiało uciekać z domów.