Przez długie lata człowiek, który umożliwił dziennikarzom „Washington Post” ujawnienie największej afery politycznej współczesnej Ameryki, znany był ogółowi jedynie jako „Deep Throat” (Głębokie gardło). Media i polityczne salony przez trzy dekady zachodziły w głowę, kto krył się pod tym pseudonimem. Tylko Bob Woodward i Carl Bernstein, autorzy publikacji o podsłuchach w siedzibie Partii Demokratycznej, które doprowadziły do ustąpienia republikańskiego prezydenta Richarda Nixona, wiedzieli, że ich głównym informatorem był człowiek numer dwa w FBI Mark Felt. Tajemnicą tą podzielili się, już po zamknięciu sprawy Watergate i rezygnacji Nixona, jedynie ze swoim redaktorem naczelnym.
[srodtytul]„To ja jestem tym facetem”[/srodtytul]
Wczoraj schorowany, sędziwy Felt zmarł we własnym domu w Kalifornii. Woodward i Bernstein dotrzymali danego w 1972 roku słowa i nie ujawnili jego tożsamości.
Były wiceszef FBI bywał wcześniej wymieniany w niekończących się spekulacjach na temat Watergate jako główne źródło, ale stanowczo dementował te pogłoski. Odpowiadał zwykle, że gdyby to on był „Głębokim gardłem”, zrobiłby więcej, by ujawnić całą perfidię Białego Domu czasów Nixona. Twierdził, że „Głębokie gardło” – pseudonim zaczerpnięty z popularnego wówczas filmu pornograficznego – to twór fikcyjny, składanka kilku osób.
Prawda wyszła na jaw dopiero przed trzema laty. Ujawnił ją na łamach magazynu „Vanity Fair” prawnik Felta.