Jedno z plastikowych krzeseł trafiło w głowę kobietę i trzeba ją było odwieźć do szpitala. Wzajemnym obelgom nie było końca. Młodzi Serbowie i Bośniacy, owinięci w narodowe flagi swoich krajów, siali postrach na trybunach. Niektórzy fani tenisa zaczęli uciekać, inni wezwali policję. Tej wystarczyło kilkanaście minut, by powstrzymać kibiców. Dwóch mężczyzn trafiło do aresztu. – To oni zaczęli – krzyczał bośniacki kibic, gdy policja wyprowadzała go na zewnątrz. Jeden z Serbów mówił, że Bośniacy przynieśli broń.
Australijska policja spodziewała się, że mecz Serba Novaka Djokovicia z Bośniakiem Amerem Daliciem może się tak właśnie skończyć. Gdyby nie jej interwencja dwa dni wcześniej podczas tego samego turnieju, serbscy kibice pobiliby się z
Chorwatami. W 2007 roku podczas turnieju rozegrała się prawdziwa bitwa. Sam Dalić apelował przed meczem: – Wszyscy wiemy, że w przeszłości relacje Bośniaków i Serbów nie zawsze układały się dobrze. Ale tu, w Australii, nie jest czas i miejsce, by pokazywać to, co było złe. Apel nie pomógł.
– Byłem w szoku, gdy to oglądałem. Ci ludzie nie przyjechali na mecz z miłości do tenisa. Oni przyjechali, by rozegrać swój własny mecz nienawiści. By głosić hasła, które na Bałkanach pamiętamy z początku lat 90. – mówi „Rz” serbski politolog Duszan Janjić, który sam kiedyś grał w tenisa.
Przypomina, że sport na Bałkanach zawsze był wykorzystywany przez nacjonalistów. Z kibiców słynny Arkan tworzył swoje oddziały paramilitarne oskarżane potem między innymi o czystki etniczne w Bośni. Od piłkarskiego meczu między Crveną Zwezdą z Belgradu a Dynamo z Zagrzebia tak naprawdę rozpoczęła się wojna w Chorwacji.