Decyzja o tym, kto zostanie następcą Jaapa de Hoopa Scheffera, ma zostać ogłoszona na jubileuszowym szczycie sojuszu w Strasburgu 3 i 4 kwietnia. Jak jednak podkreślał wczoraj Radosław Sikorski, przy wyborze sekretarza generalnego NATO konieczna jest jednomyślność. Na kandydata muszą się więc zgodzić wszystkie państwa sojuszu, w tym Polska.
Decyzję na szczycie podejmować będzie prezydent Lech Kaczyński. A jak dowiedziała się nieoficjalnie „Rz”, władze w Warszawie oraz w Ankarze niechętnie patrzą na kandydaturę Duńczyka Andersa Fogha Rasmussena.
Nazwisko kandydata, którego zaakceptują wszyscy, uzgadnia się przed szczytem. – Tak naprawdę nie dochodzi do głosowania, ale kandydatura jest przyjmowana w drodze konsensusu – tłumaczy „Rz” Zdzisław Lachowski ze Sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI). Według Lachowskiego nie zdarzyło się jeszcze, by jakiś kraj długo i efektywnie blokował kandydata popieranego przez większość.
Zwykle kraj, któremu kandydat nie do końca się podoba, ostatecznie się na niego zgadza, czasem uzyskując coś w zamian. Dlatego Giles Merritt, szef brukselskiego instytutu Security and Defence Agenda, nie wierzy, że Turcja zablokuje Rasmussena. – Nieprzypadkowo Barack Obama zaplanował wizytę w tym kraju tuż po szczycie NATO – zaznacza Merritt. Jego zdaniem najlepszym kandydatem byłby Sikorski. I ze względu na swoje osobiste kwalifikacje, i ze względu na symboliczne znaczenie takiego wyboru: przedstawiciel kraju byłego Układu Warszawskiego na czele NATO. Jednak zdaniem komentatorów jego szanse na wygraną są coraz mniejsze. Polska popiera więc Kanadyjczyka Petera MacKaya.
[ramka][b]Anders Fogh Rasmussen[/b]