Przywódca francuskiego Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pen powtórzył podczas debaty w Parlamencie Europejskim swoje słynne stwierdzenie z 1987 roku, za które wytoczono mu proces. Został wówczas ukarany grzywną 1,2 mln franków (290 tys. dolarów).
Niewykluczone, że kara nie ominie go i tym razem. Francuska Liga ds. Zwalczania Rasizmu i Antysemityzmu (LICRA) zapowiedziała już bowiem, że zwróci się do francuskich władz, by wszczęły przeciwko Le Penowi śledztwo. Tym razem słowa te padły w ferworze dyskusji na temat inauguracyjnej sesji Parlamentu Europejskiego w nowym składzie, która ma się odbyć po zaplanowanych na czerwiec wyborach.
Zgodnie z przepisami 80-letni Jean-Marie Le Pen jako najstarszy europarlamentarzysta miał przewodniczyć obradom. Wywołało to opór zasiadającej w PE lewicy. Pojawiły się nawet pomysły, by z powodu Le Pena specjalnie zmienić przepisy.
– Wolelibyśmy, żeby sesji przewodniczył najmłodszy eurodeputowany – przekonywał współprzewodniczący Zielonych Daniel Cohn-Bendit.– Martwi mnie to, że negacjonista Holokaustu będzie otwierał sesję – powiedział szef socjalistów Martin Schultz. To wywołało irytację Le Pena. Wypowiedź Schultza nazwał oszczerstwem. Zapewnił, że jego słowa o komorach gazowych jako „detalu historii” nie miały nic wspólnego z negowaniem Holokaustu.
– To było zwykłe stwierdzenie faktu – podkreślił.Jego wypowiedź wywołała w Parlamencie Europejskim burzę. W efekcie wszystkie najważniejsze frakcje zapowiedziały, że zrobią wszystko, by Francuz jednak nie otwierał sesji.