Zaczęło się od przymusowej kwarantanny, jakiej chińskie służby medyczne poddały grupę około 70 Meksykanów. – To dyskryminacja i niesprawiedliwość – oburzyły się meksykańskie władze.
Niezrażone tym Chiny zawiesiły połączenia lotnicze z Meksykiem. I wtedy powstał problem – w Meksyku utknęło 200 Chińczyków, nie mówiąc o Meksykanach, którzy po kwarantannie nie mogli wrócić do domu. I choć oba kraje zgodziły się na wysłanie samolotów po swoich obywateli, nie poprawiło to atmosfery w stosunkach między oboma krajami. Tym bardziej że i zdrowych Meksykanów Chińczycy traktowali niemal tak, jakby mieli dżumę. Przebywających w hotelu w Szanghaju przewieziono 30 karetkami na lotnisko w asyście lekarzy, w maskach i w ubraniach ochronnych. Całą operację nadzorowała uzbrojona milicja.
– Meksyk ma prawo się czuć pokrzywdzony i to nie tylko przez Chiny. Loty odwołały też między innymi Argentyna, Peru i Ekwador. A to dla Meksyku, którego gospodarka opiera się na turystach, oznacza zahamowanie ich napływu. Sytuacja sprzyja dyplomatycznym konfliktom – mówi „Rz” Colin Harding, ekspert do spraw Ameryki Łacińskiej współpracujący z brytyjskim „The Independent”.
Konflikty wywołane wirusem tlą się też w innych państwach. Oprócz Meksykanów Chińczycy poddali kwarantannie około 20 Kanadyjczyków, którzy przyjechali do nich na staż. Pekin zmienił zasady wizowe dla obywateli USA, wydłużając czas oczekiwania z jednego dnia do sześciu dni. Zakazał też importu wieprzowiny z 36 stanów USA, Kanady i Meksyku, choć cała trójka apelowała, by nie wprowadzać ograniczeń w handlu.
– Problem świńskiej grypy został wykreowany przez media. Wiadomo już, że liczba osób umierających co roku na zwykłą grypę jest znacznie wyższa. W obecnej sytuacji mamy więc do czynienia z wykorzystywaniem wirusa w grze politycznej. A Chiny lubią takie rozgrywki – podkreśla w rozmowie z „Rz” John Rushton, komentator BBC.