José Pedro Martinez Fabre, taksówkarz kursujący po stolicy Meksyku wymalowanym na zielono garbusem, jest zadowolony. – Mam teraz więcej klientów – cieszy się. Wiele osób woli zapłacić za taksówkę, niż tłoczyć się w metrze czy mikrobusie, ryzykując zarażeniem. No i spalam o wiele mniej benzyny, bo nie ma korków.
Niewielki ruch samochodowy najbardziej rzucał się w oczy w dniach grozy. Po prawie 30-milionowej metropolii można było się poruszać płynnie. To niezwykłe w mieście, w którym między godziną 7 i 22 więcej się stoi w korkach, niż jeździ. Drogę, która normalnie zajmowała mi około 45 minut, udawało się przebyć w niespełna kwadrans. Powód? Zamknięte firmy i szkoły. Zwolnionych z zajęć zostało około 1,7 mln uczniów. Z powodu braku bezpieczeństwa w stolicy dzieci przeważnie są odwożone przez dorosłych pod same drzwi szkoły, co przyczynia się do korków w mieście.
[srodtytul]Teorie spiskowe[/srodtytul]
Meksykanom sprzykrzyły się maski. Nic dziwnego, zważywszy na 30-stopniowy upał. Ale to niejedyny powód: ludzie przestali wierzyć w to, co mówi rząd, wielu podejrzewa manipulację przed wyborami samorządowymi. Nie brak nawet lekarzy, którzy sądzą, że groźba epidemii to farsa.
Doktorowi Ivanowi Castillo, specjaliście od chorób zakaźnych, pracującemu w poradni największego w Meksyku uniwersytetu UNAM, nie jest jednak do śmiechu. – Miałem kontakt z ludźmi zarażonymi H1N1. I choć żaden z moich pacjentów nie umarł, to moi koledzy nie mieli już tyle szczęścia – mówi.