61-letni Beppe Grillo, jedna z największych gwiazd włoskiej estrady, od kilku lat buduje swoją popularność, wyszydzając gwiazdy polityki i biznesu. Cztery lata temu, by promować inicjatywy obywatelskie, założył blog, który stał się punktem odniesienia dla setek tysięcy rozczarowanych polityką i politykami Włochów, głównie młodych. Dwa lata temu uformował ich w komitety obywatelskie, tzw. grillini, i w ten sposób powstała pierwsza we Włoszech internetowa partia polityczna. Miała być budowana od podstaw, wystawiając kandydatów w wyborach lokalnych. Na razie niewiele z tego wyszło.

Teraz Grillo zaskoczył wszystkich, zgłaszając swoją kandydaturę do mających się odbyć 25 października wyborów nowego przywódcy i sekretariatu największej opozycyjnej lewicowej Partii Demokratycznej (PD). W swoim blogu napisał, że włoska lewica od śmierci Enrico Berlinguera (1984 r.) nie ma przywódców, idei, prawdziwego programu i odwagi. Dodał, że jest tworem, który urodził się na lewicy, a skończył w Watykanie (aluzja do skrzydła katolewicy), i właściwie niczym się nie różni od partii psychicznego karła, jak od lat nazywa Berlusconiego.

Dlatego postanowił zawojować PD – „galerię martwych dusz, które interesuje jedynie utrzymanie się przy władzy” – i wyrwać kraj z rąk śmiertelnego wroga Berlusconiego. Stwierdził, że z parlamentu trzeba wyrzucić osoby skazane wyrokiem sądu, odebrać politykom (czytaj: Berlusconiemu) koncesje telewizyjne i zająć się ekologią. W poniedziałek Grillo złożył akces do PD, ale trudno sobie wyobrazić, by po tak druzgocącej krytyce chcieli go tam przyjąć. Wielu dostojników partyjnych już nazwało gest Grillo błazeństwem i cyrkiem. Jednak odrzucając go, PD ryzykuje, że odwrócą się od niej radykalni młodzi. A poza tym okaże się, że nie jest „partią dla każdego”.

Jednocześnie satyryk może jej przynieść nawet milion głosów. Co więcej, diagnoza, którą Grillo postawił PD, szczególnie jeśli chodzi o ostatnie lata, jest dość trafna. W ciągu półtora roku zmieniła trzech przywódców (Prodi, Veltroni, Franceschini), a w październiku pojawi się czwarty. Przegrała wybory parlamentarne, lokalne i do PE. Taktyka delegitymizacji Berlusconiego za pomocą brudnej i obłudnej kampanii „obyczajowej” prowadzonej przez partyjny dziennik „La Repubblica”, jak pokazał sukces premiera na spotkaniu G8 w L’Aquili, zakończyła się klęską. Można odnieść wrażenie, że polityczny, społeczny i gospodarczy program PD sprowadza się wyłącznie do antyberlusconizmu. Na dodatek po kolejnych przegranych wyborach w PD znów rozpoczęła się walka na noże o przywództwo, która może się skończyć rozłamem. Zamieszanie w PD wywołało schwytanie w piątek w Rzymie seryjnego gwałciciela, którym okazał się aktywista partyjny. Wyszło na jaw, że już w 1996 r. przyłapany został na próbie gwałtu. Padły pytania, jak człowiek o takiej przeszłości mógł objąć ważne partyjne stanowisko.

Wiele wskazuje więc na to, że włoska lewica, z komikiem Beppe Grillo czy bez, szykuje się do kolejnego harakiri. Słowa Berlusconiego, że Włochom przydałaby się poważna opozycja, przestają być jedynie złośliwością.