Prokuratura w Monachium zarzuca Johnowi Demjaniukowi współudział w zamordowaniu co najmniej 27 900 osób.
Od maja tego roku 89-letni Demjaniuk, z pochodzenia Ukrainiec, przyebywa w monachijskim więzieniu, dokąd został deportowany z USA. Uważa, że jest niewinny i padł ofiarą pomyłki. Jego obrońcy udowadniają, że stan jego zdrowia uniemożliwia rozpoczęcie procesu sądowego. Innego zdania są lekarze, którzy sporządzili niedawno stosowną ekspertyzę. Wynika z niej, że oskarżony może brać udział w procesie przez dwie sesje dziennie, trwające nie dłużej niż 90 minut każda. Ostateczną decyzję wkrótce podejmie sąd.
Na Demjaniuku ciążą także zarzuty okrutnych sadystycznych zbrodni, jak odcinanie kobietom bagnetem piersi przed skierowaniem ich do komór gazowych w Sobiborze, Treblince i innych obozach zagłady, w których odbywał służbę. Odpowiadał już za to przed sądem w Izraelu ponad dwadzieścia lat temu i otrzymał nawet karę śmierci.
Sąd Najwyższy Izraela uchylił ten wyrok w chwili, gdy pojawiły się informacje z rosyjskich archiwów, że prawdziwym „Iwanem Groźnym” – jak nazywano Demjaniuka – mógł być niejaki Iwan Marczenko, oprawca z Treblinki, który zginął jeszcze w czasie wojny. Demjaniuk wrócił do USA, skąd niedawno trafił do Niemiec. Tu ponad wszelką wątpliwość stwierdzono jednak, iż pełnił służbę m.in. w Sobiborze, a jego legitymacja SS z numerem 1393 jest prawdziwa.
Właśnie ten obóz niemiecka telewizja N24 – informując o oskarżeniu Demjaniuka – nazwała wczoraj „polskim obozem zagłady”. Informacja pojawiła się na pasku w dole ekranu, o czym polską ambasadę w Berlinie powiadomił jeden z telewidzów. – Przykro nam z tego powodu. Przyczyną był pośpiech w przygotowaniu skrótu informacji – tłumaczyła wczoraj rzeczniczka N24 Kristina Fassler.