W płomiennym przemówieniu w piątek wieczorem prezydent Gruzji zapewniał, że jego kraj odzyska utracone tereny po zeszłorocznej wojnie z Rosją. – Pokonamy rosyjskich najeźdźców. Nie siłą, ale budową demokratycznego, coraz lepiej prosperującego państwa, które będzie coraz bliżej Unii Europejskiej – mówił Micheil Saakaszwili do tysięcy ludzi zgromadzonych w miejscowości Gori, poważnie zniszczonej w czasie konfliktu.
Zarówno w Gruzji, jak i w Osetii Południowej zorganizowano 7 sierpnia obchody pierwszej rocznicy wybuchu wojny, która doprowadziła do oderwania się wspieranych przez Moskwę Osetii Południowej i Abchazji od Gruzji. Równo przed rokiem oddziały gruzińskie uderzyły na Osetię Południową, a rosyjskie na Gruzję, przy czym kolejność, w jakiej doszło do tych ataków, wciąż jest przedmiotem zaciekłego sporu.
O północy w Tbilisi i innych gruzińskich miastach zapłonęły ogniska. Telewizja nadawała patriotyczne programy, w których przekonywano, że walka o zbuntowaną republikę jeszcze się nie zakończyła. W stolicy Gruzji otworzono wystawę fotograficzną przedstawiającą wojnę z 2008 roku jako kontynuację rosyjskiej agresji na Kaukazie jeszcze z czasów carskich.
W osetyjskiej stolicy Cchinwali zorganizowano z kolei marsz i ceremonię przy świecach. – Gruzja szybko się z powrotem uzbroiła i pozostaje państwem agresywnym. Czujemy się jednak w miarę bezpiecznie dzięki rosyjskiej pomocy – mówił dziennikarzom prezydent Eduard Kokojty.
Rządzona przez niego prowincja jest odbudowywana za rosyjskie pieniądze. Pod Cchinwali powstaje osiedle mieszkaniowe dla ludzi, którzy stracili domy, finansowane z kasy mera Moskwy. Kolejka chętnych do pomocy z Rosji jest długa. – Przyjechał prezydent Miedwiediew i powiedział, że wszystko będzie w porządku. Obiecali nam, że pod koniec września zaczną odbudowę domu – mówił BBC Sułtan Kuzajew z Cchinwali, który od roku mieszka w namiocie obok sterty gruzów.