[b]Rz: Czy podtrzymuje pan swój zarzut wobec liderów opozycji, że to oni doprowadzili do dramatycznego zakończenia demonstracji w niedzielę w Mińsku – do ataku milicji i rozpędzenia demonstrantów?[/b]
[b]Jarosław Romańczuk:[/b] Przed 19 grudnia ustaliliśmy, że za całą akcję protestu odpowiadają trzy osoby: Uładzimir Nieklajeu, Andrej Sannikau i Mikoła Statkiewicz. W poniedziałek dowiedziałem się, że cała siedziba rządu po prostu pełna była OMONowców. Ale przecież można to było przewidzieć. Nieklajeu jeszcze przed demonstracją trafił do szpitala, więc decyzje podejmowali Sannikau i Statkiewicz. Po co w ogóle zdecydowali się prowadzić ludzi na Plac Niepodległości, pod Dom Rządu? Jeśli ktoś podejmuje takie decyzje, musi być za to odpowiedzialny. Nie ma wątpliwości, że wybory zostały sfałszowane, ale władze otrzymały pretekst do przeprowadzenia masowych aresztów i represji wobec działaczy demokratycznych.
[b]Rozmawiał pan z prezydentem Aleksandrem Łukaszenką. O czym?[/b]
Powiedziano mi, że jest możliwe zadanie jednego pytania podczas jego konferencji prasowej, ale ostatecznie doszło do bezpośredniego spotkania, które trwało dziesięć minut. Spytałem prezydenta o lidera mojego ugrupowania Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, Anatolija Lebiedźkę. O 3.00 w nocy z niedzieli na poniedziałek został wyciągnięty z mieszkania i zabrany do KGB w Mińsku, gdzie zresztą są przetrzymywani i inni liderzy opozycji. Powiedziałem prezydentowi, że Lebiedźko zawsze popierał pokojowy charakter protestu i dialog, oraz że nie ma powodu by go więzić. Aleksander Łukaszenko odparł, że Lebiedźkę zna, nie wie, że znajduje się w więzieniu i całą sprawę zbada.
[b]Czy opozycja została rozbita?[/b]