Na szczęście nie wzrosła drastycznie liczba ofiar śmiertelnych, choć kilkoro spośród 293 rannych było wczoraj nadal w stanie krytycznym. Władze podały, że zginęło dziewięć osób, w tym dwie kobiety w ciąży i 14- letni chłopiec.
Wczoraj rano miasto opanowały ekipy inżynierów i architektów. Eksperci oglądali dom po domu. Na budynkach nadających się do zamieszkania przylepiali zielone kartki, na tych, które mogą w każdej chwili runąć – czerwone.
Ramón Luis Valcárcel, prezydent Murcji, regionu, w którym leży Lorca, podał, że ucierpiało osiem na dziesięć domów, w sumie 20 tysięcy. Od 20 do 30 tysięcy osób na razie nie mogło wrócić do siebie. Już w środę wieczorem Czerwony Krzyż dostarczył im łóżka polowe, koce, żywność, wodę i zestawy do higieny osobistej. Miejscowe władze zapewniały, że nie grozi im spędzenie kolejnej nocy pod gołym niebem – w parkach i na parkingach. Rezerwowano dla nich pokoje w hotelach i schroniskach. Jednak osoby mające rodziny w innych częściach Hiszpanii lub środki na zafundowanie sobie nieplanowanych wakacji wolały opuścić Lorkę. Wszystkich niepokoiła bowiem możliwość wystąpienia wstrząsów wtórnych, jak w Japonii czy na Haiti, gdzie doszło do nich z kilkudniowym opóźnieniem.
Do pamiętającego czasy Cesarstwa Rzymskiego miasta zjechały media i politycy. Miejscowe władze podkreślały przed kamerami, że gdyby nie szybka ewakuacja ludzi po pierwszym wstrząsie, ofiar byłoby o wiele więcej. Szef sztabu antykryzysowego Murcji Luis Gastoso tłumaczył, że ewakuacja przebiegła tak sprawnie dzięki regularnym szkoleniom, jakie przechodzą mieszkańcy regionu, w którym wstrząsy sejsmiczne zdarzają się często.
W całej Hiszpanii odnotowuje się ich 2500 rocznie. W 1969 roku Huelvę nawiedziło trzęsienie ziemi o sile 7,8 stopnia w skali Richtera, w którym zginęło 19 osób. Premier José Zapatero obiecał, że mimo kryzysu rząd nie będzie szczędził środków na odbudowę Lorki. Wszystkie partie zawiesiły kampanię przed planowanymi na 22 maja wyborami samorządowymi. W mieście ogłoszono trzydniową żałobę narodową.