Wściekły tłum wdarł się do amerykańskiej ambasady po trwającym 31 godzin oblężeniu. Napastnicy wybili szyby w budynku i napisali na ścianach obelżywe hasła pod adresem ambasadora. Potem spokojnie wyszli.
Grupa zwolenników reżimu usiłowała się też wedrzeć do ambasady Francji. Koczowali tam od piątku, paląc francuskie flagi i domagając się ustąpienia ambasadora. Strażnicy jednak nie zawahali się użyć ostrej amunicji, by odeprzeć atak. Napastnicy zrezygnowali. Nikt nie został ranny, ale według amerykańskich źródeł dyplomatycznych „reakcja władz syryjskich była powolna i niedostateczna". Zdaniem ekspertów ataki to zemsta za wspólną podróż ambasadora Francji Erica Chevalliera i USA Roberta Forda do Hamy, gdzie odbyły się w piątek antyrządowe demonstracje z udziałem ponad 450 tys. osób. W niedzielę syryjskie MSZ wezwało obu ambasadorów i oskarżyło ich o „wtrącanie się w wewnętrzne spraw Syrii".
Waszyngton zapowiedział, że w najbliższym czasie wezwie wysokiego rangą dyplomatę syryjskiego w USA, by złożyć skargę w związku z atakiem na ambasadę. Francja już w niedzielę wezwała syryjskiego ambasadora w Paryżu.