Pełnowymiarowego poboru nie było w Czeczenii od rozpadu ZSRR. W 2007 roku władze próbowały do niego wrócić, ale opór ludności – wsparty otwarcie przez część aparatu rządzącego republiką z ramienia Moskwy Ramzana Kadyrowa – okazał się tak silny, że odstąpiono od tego pomysłu. Argumentowano wtedy, że los rekrutów uzależnionych w jednostkach od rosyjskich weteranów wojny byłby straszny. Potem kilkakrotnie niewielki odsetek poborowych powoływano do stacjonujących w granicach republiki batalionów wojsk wewnętrznych.
Teraz zrezygnowano i z tego. Według „Moskiewskiego Komsomolca" nie powołano ani jednego żołnierza, choć zgłosiło się 7 tys. poborowych. Rozkaz z Moskwy nie przyszedł. I nie przyjdzie. Oficer w Sztabie Generalnym powiedział dziennikarzowi wprost: – Dlaczego mamy uczyć wojaczki ludzi, co do których istnieją obawy, że będziemy z nimi walczyć? Choćby wilka karmić i tak zerka w stronę lasu. Weźmiesz takiego do wojska, a on okaże się przyrodnim bratem Basajewa, i co wtedy? A selekcjonować poborowych według systemu „lojalny – nielojalny" nie można, tak się rekrutuje do służb specjalnych, a nie do wojska.
Wiosną wojskowy komisarz okręgu Czelabińsk Nikołaj Zacharow zdradził mediom, że podjęta została nieoficjalna decyzja, aby do armii w ogóle nie powoływać rekrutów z narodów kaukaskich. Został natychmiast zdezawuowany i wyrzucony z wojska. Ale istotnie do chwili, gdy to powiedział, w Dagestanie powołano jedynie ułamek tamtejszych poborowych – choć Dagestan to republika względnie lojalna, i w odróżnieniu od Czeczenii trudno większość tamtejszych rekrutów uważać za potencjalnych partyzantów.
Przerwanie poboru to kolejny przykład specjalnego statusu Czeczenii
Przyczynę decyzji o zaniechaniu poboru wyjaśnił sam Zacharow w swej nieostrożnej wypowiedzi. Chodzi o diedowszczynę, czyli falę. Na skutek kryzysu demograficznego rekruci z Kaukazu – gdzie kryzys albo nie występuje, albo w znacznie łagodniejszej niż w rosyjskiej części Federacji formie – zaczęli dominować w wielu oddziałach. W efekcie istniejące w armii „od zawsze" zjawisko fali, znacznie brutalniejszej niż w Polsce, jeszcze się nasiliło. I zmieniło kierunek – zaczęło coraz częściej polegać na maltretowaniu etnicznych Rosjan przez żołnierzy z Kaukazu. Półtora roku temu głośny był incydent w bazie floty pod Kaliningradem, gdzie Dagestańczycy zmusili żołnierzy–Słowian do utworzenia z własnych ciał wielkiego napisu „Kaukaz". Dziś media pełne są drastycznych opisów bicia, poniżania i rabowania Rosjan przez kaukaskich muzułmanów.