Aż 77 procent spośród Hiszpanów, którzy w przedterminowych wyborach do Kortezów zagłosują na socjalistów, nie wierzy w zwycięstwo partii premiera José Luisa Rodrigueza Zapatero – wynika z sondażu dla lewicowego dziennika „El Pais". Socjaliści mogą liczyć na niespełna 31 procent głosów, prawicowa Partia Ludowa (PP) na prawie 45 procent. Premier Zapatero usunął się w cień, by nie pogrążać jeszcze bardziej swojej partii i dać pole do popisu politykowi, którego sam wskazał palcem jako nowego przywódcę lewicy.
– Liderem socjalistów jestem teraz ja – oświadczył zaraz po ogłoszeniu daty przedterminowych wyborów Alfredo Pérez Rubalcaba, dotąd pierwszy wicepremier i szef MSW. Zaczął od bicia się w piersi za złe zarządzanie kryzysem, ale dodał, że Hiszpania najgorsze ma już za sobą, gospodarka powoli się budzi i widać światełko w tunelu. Obiecał merytoryczną, niekonfrontacyjną kampanię, bez brudnych chwytów i obrzucania błotem rywali.
Dwaj panowie R.
Bez względu na to, kto wygra wybory, wiadomo, że nowym rządem pokieruje dojrzały, stateczny, pragmatyczny polityk ze szpakowatą bródką. Ten opis pasuje zarówno do 60-letniego Rubalcaby, jak i do 56-letniego lidera opozycyjnej PP Mariana Rajoya.
Rubalcaba to w porównaniu z Zapatero polityk starej generacji. Niekontrowersyjny i nie tak impulsywny jak obecny premier, który bez zastanowienia wywrócił hiszpański system wartości do góry nogami, aplikując obywatelom obyczajową rewolucję (małżeństwa gejów, aborcja na życzenie, genderowa polityka społeczna, walka z Kościołem katolickim).
Rubalcaba nie tylko jest przewidywalny, ale wie więcej o rządzeniu niż wiedział Zapatero, kiedy jako 40-latek w 2004 roku został niespodziewanie wyniesiony na szczyty władzy po zamachu islamskich terrorystów na madryckie pociągi. Zdaniem wielu hiszpańskich komentatorów to właśnie jego niedojrzałość i brak doświadczenia sprawiły, że Hiszpania pogrążyła się po uszy w kryzysie, osiągając największe bezrobocie w Unii Europejskiej.