Atak zaczął się około 5.30 lokalnego czasu. Najpierw zamachowiec zastrzelił policjantów pilnujących posterunku na skrzyżowaniu przed siedzibą British Council w afgańskiej stolicy. Najprawdopodobniej był przebrany w burkę, kobiecy strój zakrywający całe ciało, dlatego udało mu się podejść funkcjonariuszy. Chwilę później kolejny zamachowiec-samobójca podjechał samochodem wypełnionym materiałami wybuchowymi pod mur placówki i zdetonował ładunek. Przez wielką wyrwę w murze kolejni napastnicy wtargnęli do środka.
Po kilkunastu minutach na miejsce dotarły elitarne oddziały afgańskiej policji, a także brytyjskie i nowozelandzkie siły specjalne. Walka z czterema napastnikami trwała około pięciu godzin. Ostatniego z zamachowców zabito, wrzucając wiązki granatów do piwnicy, w której się zabarykadował.
W ataku zginęło czterech afgańskich policjantów, trzech gurków pilnujących brytyjskiej placówki, afgański zamiatacz ulic i żołnierz z Nowej Zelandii. Żadnemu z pracowników British Council nic się nie stało. Dwie brytyjskie nauczycielki, które spały w budynku, zdołały się ukryć w tzw. bezpiecznym pokoju przygotowanym na wypadek zamachu.
Miejsce i czas ataku zostały starannie wybrane. British Council jest jedną z najsłynniejszych organizacji, które promują brytyjską kulturę i nauczają języka w ponad 100 krajach świata. To symbol Wielkiej Brytanii. A dzisiaj przypada 92. rocznica ogłoszenia wyzwolenia Afganistanu spod brytyjskiego panowania.
– Atak to wiadomość wysłana do afgańskich władz i Brytyjczyków. Przypominamy, że znowu będziemy niepodlegli od wszystkich obcokrajowców, zwłaszcza od Brytyjczyków – powiedział Zabihullah Mudżahid, rzecznik talibów. – Ten atak nie zniechęci nas do wspierania młodych Afgańczyków, którzy chcą być częścią świata – zapewnił Martin Davidson, dyrektor British Council.