Dwa steki z kurczaka, pizza, potrójny cheeseburger z bekonem, omlet z wołowiną, trzy fajitasy, pomidory, cebula, papryka i bochenek białego chleba. A na deser: pół litra lodów, masło orzechowe z pokruszonymi orzeszkami ziemnymi. Do popicia: trzy piwa korzenne.
Tak zastawiony stół chciał mieć przed śmiercią 44-letni Lawrence Brewer, skazany za udział w rasistowskim mordzie czarnoskórego Jamesa Byrda. Ale gdy przyszła pora na ostatni posiłek, nie tknął niczego.
Takie zachowanie więźnia tuż przed egzekucją straszliwie oburzyło demokratycznego stanowego senatora. John Whitmire uznał, że więzień zadrwił z systemu sprawiedliwości, „zamawiając więcej jedzenia, niż mogłaby przez tydzień zjeść czteroosobowa rodzina".
Senator wysłał list do szefa teksańskich zakładów karnych Brada Livingstona z żądaniem zaprzestania przygotowywania specjalnych posiłków dla więźniów przed egzekucją. Ten szybko przystał na argumenty polityka i ogłosił, że kończy z tradycją, która obowiązywała w Teksasie od 1924 roku, kiedy władze stanowe zaczęły zabijać na krześle elektrycznym. Ostatni posiłek ma być tak samo podły jak ten, który danego dnia jedzą inni więźniowie.
Decyzja spodobała się wielu Amerykanom, którzy uważają, że władze i tak zbyt humanitarnie traktują skazanych na śmierć.