W izraelskim obozie władzy toczy się najważniejsza debata od lat. Jak donosi tamtejsza prasa, premier Beniamin Netanjahu stara się przekonać koalicyjnych partnerów do ataku na Iran. Jego celem miałoby być zniszczenie programu atomowego Teheranu.
Izraelczycy, opierając się na danych wywiadowczych, doszli do wniosku, że Iran jest w stanie zbudować bombę atomową w ciągu dwóch, góra trzech lat. Nadszedł więc ostatni moment, by podjąć decyzję o ataku. Do projektu podobno przekonano już szefa dyplomacji Awigdora Liebermana, pozostali partnerzy koalicyjni się wahają.
Jeden z nich – przywódca religijnej partii Szas – Eli Jiszai podczas spotkania partyjnego mówił: – To bardzo trudny moment. Lepiej nie myśleć, jak bardzo jest to skomplikowane. Ewentualne podjęcie tych działań sprawia, że nie mogę spać po nocach.
Ostateczną decyzję Izrael ma podjąć 8 listopada po opublikowaniu raportu Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej na temat Iranu. Tymczasem głównodowodzący irańskiej armii Hasan Firuzabadi zapowiedział, że jeżeli Izrael zdecyduje się na wojnę, „gorzko tego pożałuje".
Według wojskowych analiz do ataku ma zostać użytych kilkaset samolotów, które będą tankowane w powietrzu. Pierwsze uderzenie ma zniszczyć irańskie centra dowodzenia, radary i obronę przeciwlotniczą. Dopiero wtedy mają się zacząć właściwe naloty. Irańskie zakłady atomowe mają zostać zburzone m.in. potężnymi pociskami burzącymi bunkry.