Przedstawiając w parlamencie swój program ekonomiczny, Papademos obiecał jak najszybsze dostosowanie do kryteriów strefy euro oraz 9 proc. deficytu budżetowego w tym roku. Chce też poprawić ściągalność podatków.  – Obejmuję stanowisko w najtrudniejszym momencie najnowszej historii Grecji. Kraj może być ocalony, to zależy od nas – mówił do posłów. Apelował też o wsparcie z UE.

Wiadomo jednak, że pomoc dla Grecji jest uzależniona od przyjęcia przez rząd ustaleń ze szczytu strefy euro w Cannes. A tu pojawiają się problemy. Do wczoraj wydawało się, że Papademos nie będzie miał kłopotów z uzyskaniem dziś wotum zaufania, skoro ma poparcie partii poprzedniego premiera Jeorjosa Papandreu – lewicowego PASOK – oraz konserwatywnej Nowej Demokracji.

Antonis Samaras, lider Nowej Demokracji, ostrzegł jednak, że jego partia nie zamierza głosować za planem oszczędnościowym (chodzi o wypracowany w Cannes 26 października), dopóki Bruksela, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie wypłacą Grecji zaległej transzy – 8 mld euro.

– Teraz mówi się nam, że aby dostać te pieniądze, musimy podpisać zgodę na honorowanie ustaleń z Cannes. Żadnych podpisów nie będzie, dopóki nie otrzymamy tych pieniędzy – mówił w parlamencie Samaras.

Jego zdaniem korzystniejsze byłyby nowe wydatki i znaczne obniżki podatków, co miałoby Grecję wyciągnąć z trwającej blisko cztery lata recesji. 8 mld euro to szósta transza z pakietu pomocowego wartego 110 mld euro. Te pieniądze miały być Grekom przekazane, ale wypłata została wstrzymana po ogłoszeniu referendum przez Papandreu. Jeśli nie będzie ich do połowy grudnia, Grecy będą musieli ogłosić niewypłacalność.