Boko Haram albo afrykański dżihad

W wojnie islamskiej sekty z chrześcijanami zginęło w Nigerii tysiąc osób. Nic nie zapowiada końca tego krwawego konfliktu

Publikacja: 07.07.2012 12:00

Do podłożenia bomby pod komisariatem policji w nigeryjskim Maiduguri, która w piątek zabiła osiem osób i raniła kilkadziesiąt kolejnych, nie przyznał się jeszcze nikt. Ale Nigeryjczycy i tak wiedzą dobrze, że to musiała być robota osławionej sekty fanatycznych islamistów Boko Haram. Organizowane przez nich zamachy od kilku tygodni nie opuszczają czołówek wiadomości. W ubiegłym tygodniu tylko cudem nie doszło do krwawej łaźni przed nocnym klubem w stołecznej Abudży, gdzie terroryści zdetonowali małą bombę. Prawdziwą hekatombę miał spowodować dopiero drugi, silniejszy ładunek, który powinien eksplodować z opóźnieniem. Na szczęście okazał się niewypałem.

Piekło zamachów

Mniej szczęścia mieli chrześcijanie z podzielonego religijnie miasta Kaduna. Tam zamachy podczas nabożeństw w kościołach kosztowały pod koniec czerwca życie 16 osób. W stolicy stanu Yobe, Damaturze, doszło do prawdziwej bitwy bojówkarzy Boko Haram z żołnierzami, w której zginęło 40 ludzi. Fala terroru w Nigerii z mniejszym lub większym nasileniem trwa już od 2009 roku. Nie ma miesiąca, by światowe agencje przynajmniej kilka razy nie doniosły o atakach bojówkarzy na chrześcijańskie świątynie i posterunki policji. W sumie w ciągu minionych trzech lat w Nigerii zamachy i walki na tle religijnym kosztowały już życie około tysiąca osób.

Nic nie zapowiada w najbliższym czasie osłabienia napięcia. Wręcz przeciwnie – przywódcy Boko Haram obiecują „wzmożenie walki". Niewiele zmieni wpisanie trzech z nich –?wśród nich przywódcy sekty Abubakara Shekau – na amerykańską listę poszukiwanych terrorystów. Podobnie jak niewiele da zdymisjonowanie nigeryjskiego ministra obrony, który zdaniem prezydenta Goodlucka Jonathana nie dawał sobie rady z bojówkarzami.

Pozory dżihadu

Problem bowiem w tym, że nigeryjski konflikt tylko z pozoru jest lokalną odmianą wymyślonej przez Osamę bin Ladena współczesnej świętej wojny.

Na pierwszy rzut oka wszystko odpowiada modelowemu opisowi z „Wojny cywilizacji" Samuela Huntingtona – oto kierująca się religijnymi nakazami groźna i fanatyczna sekta islamska decyduje się na podjęcie walki z zachodnią kulturą, żąda wprowadzenia islamskiego prawa i atakuje wyznawców konkurencyjnej religii, czyli chrześcijaństwa. To jednak tylko część prawdy. – W Nigerii lokalny konflikt polityczny i rozwojowy został przebrany w kostium konfliktu cywilizacyjnego – mówi w rozmowie z „Rz" znawca Afryki, długoletni ambasador Polski w Nigerii Grzegorz Waliński. – Starcie na tle religijnym to zaledwie połowa prawdy.

Potwierdzają to słowa przewodniczącego Konferencji Biskupiej Nigerii, abpa Ignatiusa Ayau Kaigamy, który nawet po serii czerwcowych zamachów twierdził, że „[w naszym kraju] mamy do czynienia z grupą przestępców. To nie jest żadna czystka etniczna czy religijna".

Nigeria jest krajem głęboko podzielonym religijnie, etnicznie i ekonomicznie. W epoce kolonialnej sztucznie sklejono muzułmańską od tysiąclecia północ z zamieszanym przez odmienne grupy etniczne, schrystianizowanym przez europejskich misjonarzy południem. Na domiar południe dzięki wydobyciu ropy i inwestycjom w przemysł stało się znacznie bogatsze i lepiej rozwinięte niż północ – to właśnie tam powstaje dziś aż 80 proc. nigeryjskiego PKB.

Mieszkańcy biedniejszej, ale też bardziej przywiązanej do tradycyjnych struktur społecznych północy od dawna czują się obywatelami drugiej kategorii. Twórca Boko Haram, Ustaz Mohammed Yusuf, nieprzypadkowo założył wojownicze ugrupowanie islamistów właśnie w Maiduguri, stolicy stanu Borno. W najbiedniejszym, zacofanym stanie kraju łatwo było zwerbować bezrobotnych analfabetów wierzących w hasło „zachodnia nauka to grzech", bo tak właśnie należy tłumaczyć pierwotną nazwę sekty Boko Haram.

Trzy lata temu Ustaz Mohammed Yusuf został aresztowany przez wojsko. Krótko potem zginął zastrzelony, rzekomo w czasie próby ucieczki z więzienia – jak twierdzą dowódcy armii. Jego towarzysze w taką wersję wydarzeń nigdy nie uwierzyli i postanowili wzmóc walkę, aby zemścić się za śmierć przywódcy.

Dla podkreślenia wojowniczych zamiarów zmienili nazwę organizacji na Sunnickie Braterstwo Świętej Wojny, choć dla większości Nigeryjczyków i mediów to i tak nadal osławiona Boko Haram.

Szarijat w całym kraju

Bojownicy sekty domagają się wprowadzenia koranicznego prawa szarijatu już nie tylko w 12 stanach muzułmańskich, gdzie obowiązuje ono od 1999 r., ale w całym kraju. To jednak całkowicie nierealne, zważywszy na fakt, że muzułmanów jest w Nigerii ok. jednej czwartej, a chrześcijanie różnych wyznań to nieco ponad połowa ludności. Są całe duże grupy etniczne, jak np. Ibo, w których islam w ogóle nie jest praktykowany. – Trzeba jednak pamiętać, że żądanie wprowadzenia prawa islamskiego to tylko deklaracja, zresztą szarijat nigeryjski jest czysto formalny i nie ma wiele wspólnego z rygorystycznym prawem w konserwatywnych państwach arabskich – mówi Grzegorz Waliński. Nawet prohibicja traktowana jest z przymrużeniem oka, dlatego alkohol bez wielkich trudności nabyć można nawet w rzekomo fundamentalistycznym stanie Borno.

Bezgraniczne sfanatyzowanie bojowników też nie jest w każdym przypadku prawdą. Część bojówkarzy przyłączyła się do Boko Haram z pobudek materialnych, gdyż organizacja udziela pomocy rodzinom zabitych w walce. Nie bez znaczenia jest też wysoko ceniony we własnej społeczności status męczennika, jaki uzyskuje każdy zabity w walce.

Skraj wojny domowej

Fali terroru rozpętanego przez islamistów nie można jednak lekceważyć. Zarówno ataki na chrześcijan, jak i na organizacje międzynarodowe (jak np. zdetonowanie wypełnionego trotylem samochodu-pułapki przed siedzibą ONZ w Abudży w sierpniu 2011 r.) szkodzą wizerunkowi kraju na świecie – działalność Boko Haram potępili najważniejsi światowi przywódcy, od Białego Domu po Watykan. Po drugie rozczarowanie działaniami władz może skłonić część mieszkańców południa do „samoobrony", czyli zbrojnego odwetu. To zaś grozi wybuchem wojny domowej. Wygląda na to, że islamskim terrorystom właśnie o to chodzi.

Sygnałem do uspokojenia sytuacji może okazać się dopiero przekazanie władzy przez obecnego prezydenta Good-lucka Jonathana (chrześcijanina) przyszłemu następcy, który zgodnie z nigeryjską zasadą równowagi wpływów będzie muzułmaninem.

Dotychczas zawsze okazywało się, że w okresie prezydentury muzułmańskich polityków z północy kraju wyraźnie słabł bojowy zapał Boko Haram. Na to jednak trzeba będzie czekać kolejne dwa lata.

Do podłożenia bomby pod komisariatem policji w nigeryjskim Maiduguri, która w piątek zabiła osiem osób i raniła kilkadziesiąt kolejnych, nie przyznał się jeszcze nikt. Ale Nigeryjczycy i tak wiedzą dobrze, że to musiała być robota osławionej sekty fanatycznych islamistów Boko Haram. Organizowane przez nich zamachy od kilku tygodni nie opuszczają czołówek wiadomości. W ubiegłym tygodniu tylko cudem nie doszło do krwawej łaźni przed nocnym klubem w stołecznej Abudży, gdzie terroryści zdetonowali małą bombę. Prawdziwą hekatombę miał spowodować dopiero drugi, silniejszy ładunek, który powinien eksplodować z opóźnieniem. Na szczęście okazał się niewypałem.

Pozostało 89% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019