Do podłożenia bomby pod komisariatem policji w nigeryjskim Maiduguri, która w piątek zabiła osiem osób i raniła kilkadziesiąt kolejnych, nie przyznał się jeszcze nikt. Ale Nigeryjczycy i tak wiedzą dobrze, że to musiała być robota osławionej sekty fanatycznych islamistów Boko Haram. Organizowane przez nich zamachy od kilku tygodni nie opuszczają czołówek wiadomości. W ubiegłym tygodniu tylko cudem nie doszło do krwawej łaźni przed nocnym klubem w stołecznej Abudży, gdzie terroryści zdetonowali małą bombę. Prawdziwą hekatombę miał spowodować dopiero drugi, silniejszy ładunek, który powinien eksplodować z opóźnieniem. Na szczęście okazał się niewypałem.
Piekło zamachów
Mniej szczęścia mieli chrześcijanie z podzielonego religijnie miasta Kaduna. Tam zamachy podczas nabożeństw w kościołach kosztowały pod koniec czerwca życie 16 osób. W stolicy stanu Yobe, Damaturze, doszło do prawdziwej bitwy bojówkarzy Boko Haram z żołnierzami, w której zginęło 40 ludzi. Fala terroru w Nigerii z mniejszym lub większym nasileniem trwa już od 2009 roku. Nie ma miesiąca, by światowe agencje przynajmniej kilka razy nie doniosły o atakach bojówkarzy na chrześcijańskie świątynie i posterunki policji. W sumie w ciągu minionych trzech lat w Nigerii zamachy i walki na tle religijnym kosztowały już życie około tysiąca osób.
Nic nie zapowiada w najbliższym czasie osłabienia napięcia. Wręcz przeciwnie – przywódcy Boko Haram obiecują „wzmożenie walki". Niewiele zmieni wpisanie trzech z nich –?wśród nich przywódcy sekty Abubakara Shekau – na amerykańską listę poszukiwanych terrorystów. Podobnie jak niewiele da zdymisjonowanie nigeryjskiego ministra obrony, który zdaniem prezydenta Goodlucka Jonathana nie dawał sobie rady z bojówkarzami.
Pozory dżihadu
Problem bowiem w tym, że nigeryjski konflikt tylko z pozoru jest lokalną odmianą wymyślonej przez Osamę bin Ladena współczesnej świętej wojny.
Na pierwszy rzut oka wszystko odpowiada modelowemu opisowi z „Wojny cywilizacji" Samuela Huntingtona – oto kierująca się religijnymi nakazami groźna i fanatyczna sekta islamska decyduje się na podjęcie walki z zachodnią kulturą, żąda wprowadzenia islamskiego prawa i atakuje wyznawców konkurencyjnej religii, czyli chrześcijaństwa. To jednak tylko część prawdy. – W Nigerii lokalny konflikt polityczny i rozwojowy został przebrany w kostium konfliktu cywilizacyjnego – mówi w rozmowie z „Rz" znawca Afryki, długoletni ambasador Polski w Nigerii Grzegorz Waliński. – Starcie na tle religijnym to zaledwie połowa prawdy.