W pierwszej fazie kadłub „Costy Concordii” miał zostać ściągnięty ze skalistego dna oraz wyprostowany. W tej pozycji osiądzie na dnie – na specjalnie zbudowanej betonowo-stalowej platformie. Dopiero wtedy specjaliści spróbują napełnić zbiorniki balastowe przymocowane do wraku i ostrożnie wydobyć całość na powierzchnię.
– Prostowaliśmy już wraki wcześniej, ale nigdy tak blisko brzegu – przyznaje Nick Sloane z firmy Titan Salvage wynajętej do prowadzenia prac podwodnych. – Statek leży na boku, podpierany tylko przez dwie kamienne rafy. A to duża jednostka, ma długość trzech boisk futbolowych i ponad 100 tysięcy ton. Nigdy nikt nie robił tego na taką skalę.
„Costa Concordia” w chwili wodowania była jednym z największych pasażerskich statków pod europejską banderą. Miała długość 291 metrów i pojemność brutto ponad 114 tys. GT. 13 stycznia 2012 roku przez niefrasobliwość kapitana Francesco Schettino gigant z ponad 4 tys. ludzi na pokładzie rozbił się o skały przy włoskiej wysepce Giglio. Zginęło 30 osób, dwie są zaginione.
Prostowanie wraku miało się rozpocząć w poniedziałek nad ranem, jednak niesprzyjająca pogoda opóźniła pracę o kilka godzin. Czas trwania operacji szacowano na 10–12 godzin, jednak najtrudniejszy był sam początek. 11 hydraulicznych dźwigów musiało przechylić kadłub do pionu za pomocą stalowych lin opasujących wrak.
– To były chwile niepewności, ponieważ nie wiedzieliśmy, w jakim stanie znajduje się kadłub od strony skał – mówi nadzorujący prace inżynierów Sergio Girotto z firmy Micoperi. – Ale wszystko idzie zgodnie z planem.