Wolen Siderow w samolocie lecącym do Warny wdał się w awanturę z Francuzką, która okazała się dyrektorką miejscowego oddziału instytutu Alliance Française. Po wylądowaniu kontynuował przepychanki z innymi pasażerami i policjantami, a jego partyjni koledzy zmusili świadków do skasowania nagrania awantury w komórce.
Nie byłoby w tym nic niezwykłego, bowiem Siderow to stały bohater skandali (dwa tygodnie temu dziennikarze wyśledzili, że jego kubańska „podróż studyjna" za pieniądze parlamentu była po prostu wczasami z przyjaciółką), ale tym razem sprawa może mieć skutki polityczne.
Immunitet koalicyjny
Prokurator generalny Sotir Cacarow uznał incydent za naruszenie nietykalności cielesnej i napaść na funkcjonariusza na służbie. W związku z tym parlament musi zdecydować, czy pozbawić Siderowa immunitetu. – Konsekwencją takiego kroku byłaby niestabilność polityczna, ponieważ rządząca koalicja socjalistów i partii mniejszości tureckiej ma dokładnie 120 głosów na 240 członków parlamentu. W tej sytuacji premierowi Płamenowi Oreszarskiemu potrzebnych jest zwykle kilka głosów, których udziela mu Ataka – tłumaczy „Rz" bułgarski politolog prof. Daniel Smiłow.
Nie oznacza to, że partia ksenofobów jest w koalicji rządzącej, ale jej ciche poparcie okazuje się niezbędne (choć i tak zdarzały się głosowania, w których Ataka odwracała się plecami do rządu). Wytoczenie sprawy Siderowowi spowodowałoby problemy w parlamencie i być może konieczność rozpisania nowych wyborów.
Taka perspektywa nie jest jednak korzystna dla członków koalicji rządzącej. Nowa kampania nie jest zresztą potrzebna samej partii Siderowa, która ostatnio utraciła dużą część poparcia.