John Bolton, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Donalda Trumpa, jest od niedzieli w Jerozolimie. Prowadzi rozmowy z premierem Beniaminem Netanjahu o możliwości prewencyjnego ataku na irańskie instalacje jądrowe. Izrael przynajmniej od dziesięciu lat rozważa taki scenariusz, ale do tej pory USA go powstrzymywały w obawie przed odpowiedzią Iranu.
W ubiegłym tygodniu Teheran zapowiedział jednak, że nie będzie dłużej przestrzegał limitu wzbogaconego uranu, który został wyznaczony w porozumieniu o rozbrojeniu jądrowym z 2015 r., z którego Ameryka się zresztą wycofała w 2018 r. Jeśli reżim ajatollahów zdecydowałby się na radykalne zwiększenie tego paliwa, Izrael mógłby uznać, że stanowi to dla niego egzystencjalne zagrożenie i przystąpić do działania.
W tym samym czasie do Arabii Saudyjskiej, Omanu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Kuwejtu i Bahrajnu poleciał wysłannik prezydenta USA na Bliski Wschód Brian Hook. W szczególności Saudyjczycy podzielają obawy Izraela w sprawie skutków zdobycia broni jądrowej przez Iran i też mogliby się zdecydować na prewencyjny atak.
– W tej sprawie Trump znalazł się między młotem i kowadłem. Do uderzenia przekonują go „jastrzębie" w jego administracji na czele z Johnem Boltonem i sekretarzem stanu Mikiem Pompeo. Ale jedną z kluczowych obietnic wyborczych prezydenta było wycofanie amerykańskich wojsk z Bliskiego Wschodu. Wojna z Iranem mogłaby więc bardzo zaciążyć na szansach reelekcji Trumpa – mówi „Rzeczpospolitej" Nadim Shehadi, dyrektor Uniwersytetu Libańsko-Amerykańskiego w Nowym Jorku.
Ostrzejsze sankcje
Na razie amerykański przywódca woli więc sięgnąć do bezpieczniejszych środków nacisku na Iran. Co prawda w czwartek, jak najpierw ujawnił „New York Times", a potem potwierdził sam Biały Dom, prezydent nakazał przeprowadzić ograniczone uderzenie na wybrane irańskie cele wojskowe w odwet za strącenie poprzedniego dnia przez Irańczyków bezzałogowego, amerykańskiego drona wartego 110 mln USD. Waszyngton twierdzi, że w chwili ataku maszyna znajdowała się nad wodami międzynarodowymi Zatoki Perskiej, Teheran podtrzymuje, że weszła w jego strefę powietrzną. Jednak atak miał zostać odwołany na 10 minut przed startem, oficjalnie, gdy Trump się dowiedział, że spowoduje on śmierć przynajmniej 150 osób. Jednocześnie Amerykanie przeprowadzili jednak atak na systemy informatyczne instalacji rakietowych Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, jednego z dwóch filarów sił zbrojnych Iranu. Takie ataki na systemy informatyczne Iranu mają być powtarzane.