10 milionów pożegnań z Państwem Środka

Władze w Pekinie zaczyna niepokoić tempo, w jakim najzamożniejsi ?i najlepiej wykształceni Chińczycy decydują się dziś na emigrację.

Publikacja: 16.02.2014 13:00

Li Zhaohui, właściciel agencji Cansine – zajmującej się przygotowaniem Chińczyków chcących wyjechać na stałe za granicę – od kilku lat nie narzeka na brak klientów. Jest w stanie zorganizować wszystko – od formalności wizowych po zakup nieruchomości, których bogatą kolekcję prezentuje kandydatom na emigrantów. Oczywiście tym zamożniejszym, bo tylko takich stać na nabycie domku w Kanadzie, farmy w Australii albo małego rancza na amerykańskim Środkowym Zachodzie.

Ceny nieruchomości, które szef Cansine pokazuje dziennikarzom magazynu „Time", zaczynają się od 300 tys. dolarów, ale jeśli klient nie chce od razu kupować domu, to może wyjść taniej. Można oczywiście robić wszystko samodzielnie, ale pośrednicy są sprawniejsi i skuteczniejsi. Pan Zhaohui sam wyjechał 30 lat temu do Kanady i musiał wszystkie ścieżki wydeptać samodzielnie. Szybko odkrył, że chcących pójść jego śladem jest wielu, więc założył agencję pośrednictwa emigracyjnego. To to był strzał w dziesiątkę – dziś ma ponad stu pracowników, którzy ledwie nadążają z obsługą zamożnej klienteli.

Nowa emigracja

Według zaprezentowanych niedawno danych niezależnego pekińskiego think tanku Centrum Chin i Globalizacji (CCG) w ciągu ostatnich 23 lat – a więc od początku wielkiego otwarcia ChRL na świat – z Chin wyemigrowało około 10 milionów osób. Co więcej – liczby dotyczące świeżej emigracji wciąż rosną.

W roku 2012 do czterech państw od lat będących głównymi celami emigrantów (USA, Australia, Kanada i Nowa Zelandia) na stałe wyjechało ponad 148 tys. Chińczyków. Znacznie mniej do Europy, Ameryki Łacińskiej czy do innych państw Azji. W tym samym czasie prawo osiedlenia się w Chinach otrzymało zaledwie 1202 cudzoziemców.

Znacznie więcej – bo 326 tys. – było zagranicznych studentów uczących się na chińskich uczelniach. Jednak to i tak niewiele w porównaniu z 1,1 mln Chińczyków pobierających nauki za granicą. Poza tym obcokrajowcy zostający w Chinach po uzyskaniu dyplomu to rzadkość, a świeżo upieczonym chińskim magistrom w USA albo Australii zdarza się to często.

Chińczycy w swojej historii nigdy nie byli narodem zbyt ekspansywnym. Nie prowadzili zamorskich podbojów, nie ekscytowały ich wielkie odkrycia geograficzne (nawet jeśli już w XV w. mieli na swoim koncie takie dokonania jak opłynięcie Afryki przez admirała Zheng He). Osiedlali się w bliskich sobie kulturowo krajach Azji, lecz nie były to migracje masowe. Zresztą jako mieszkańcy zamożnego i dumnego cesarstwa nie musieli i nie chcieli wyjeżdżać.

Do migracji ekonomicznych przyłączyli się dopiero w XIX w., gdy ich kraj ucierpiał w wyniku zachodniej kolonizacji. Izolacja Chin po II wojnie światowej znów ograniczyła liczbę wyjeżdżających.

To dlatego diaspora chińska za granicą jest stosunkowo nowej daty. W 2000 r. wizę pobytową w USA uzyskało 22 tys. Chińczyków, w ubiegłym roku już 189 tys. Spośród 3,8 mln obywateli amerykańskich deklarujących narodowość chińską ponad 2 mln urodziło się jeszcze w Chinach.

W Europie najwięcej Chińczyków – prawie 640 tys. – jest dziś w Wielkiej Brytanii. We Włoszech – 330 tys., choć jeszcze w 1990 r. było ich niespełna 20 tys. Wielu przybywa do Francji, Hiszpanii i Niemiec. W Europie Wschodniej najwięcej przybyszów z Chin (ok. 30 tys.) mieszka na Węgrzech i prawie wszyscy przybyli tam w latach 90. XX w.

Polska na mapie chińskiej emigracji jest ledwo widoczna. Oficjalnie mieszka u nas zaledwie 2 tys. Chińczyków, choć podobnie jak w wielu państwach Europy ich rzeczywista liczba może być nieco wyższa.

W stosunku do ludności Chin liczba emigrantów – nawet jeśli porównywalna np. z całą ludnością Czech – nie jest specjalnie imponująca. Problem jednak nie w skali emigracji, ale w jej proporcjach i jakości. Wśród dzisiejszych emigrantów mniej jest biednych, niewykształconych i nieznających języków mieszkańców prowincji – ci trafiają głównie do przemysłowych miast na wschodzie Chin.

Ucieczka klasy średniej

Na wyjazd za granicę decydują się głównie ludzie zamożni, przedsiębiorczy i wykształceni. Jak uspokaja Zhang Yiwu, zajmujący się socjologią emigracji naukowiec z Uniwersytetu Pekińskiego, nie ma powodów do paniki, jednak biorąc pod uwagę, że liczba ludzi uznawanych za majętnych i stanowiących elitę współczesnych Chin to nie więcej niż 15–20 mln osób „utrata krwi" jest już odczuwalna. Władze niepokoi też drenaż mózgów, czyli wyjazd najlepiej wykształconych obywateli, potrzebnych do dalszego napędzania rozwoju państwa.

Szukający lepszego życia zamożni emigranci nie wyjeżdżają z pustymi rękami. Według szacunków CCG tylko w 2011 r. bogaci Chińczycy wywieźli z ChRL 462 mld dolarów, czyli ok. 3 proc. chińskiego PKB. 22 proc. tej sumy trafiło do Hongkongu, 21 proc. do USA i 16 proc. do Kanady. Znaczący udział w tych transferach miały też wielkie centra finansowe w Szwajcarii (9 proc.) i Singapurze (6 proc.).

Część tych sum to inwestycje, jednak większość wydaje się lokatą kapitału z dala od rodzimych urzędów podatkowych. Najlepiej świadczą o tym dane o liczbie nieruchomości kupowanych przez Chińczyków w takich ośrodkach jak Londyn albo australijskie Brisbane, gdzie ich udział wśród nabywców domów oscylował w ostatnich latach między 20, a nawet 40 proc. W kanadyjskim Vancouver to właśnie Chińczycy wywołali wręcz lokalną hossę na rynku nieruchomości. Co charakterystyczne, za 69 proc. nieruchomości kupowanych w Stanach Zjednoczonych w 2013 r. zapłacili w gotówce.

Nic nie wskazuje, by obecna fala emigracji miała się szybko zakończyć. Kandydaci na emigrantów nie kierują się już tylko mirażami American Dream, ale bardzo precyzyjnie kalkulują swoje szanse na przyszłość. Ci, którzy osiągnęli wyższy od przeciętnego status materialny, uważają, że za granicą będą bezpieczniejsi. Ubiegłoroczny sondaż wśród ludzi uznawanych za zamożną klasę średnią pokazał, że 2,6 proc. respondentów rozpoczęło starania o wyjazd na stałe, a 21 proc. ma takie zamiary.

Za lepszym życiem

Wśród motywacji wskazywali na ograniczającą ich rozwój korupcję i samowolę urzędników, atmosferę kontroli i ograniczone swobody obywatelskie. Aż 75 proc. stwierdziło, że chciałoby, by ich dzieci chodziły do zagranicznych szkół, publiczna edukacja w Chinach jest bowiem słaba. Już dziś wśród uczniów znanych brytyjskich szkół średnich w Harrow i Eaton reprezentowani są potomkowie większości chińskich oligarchów. Nawet mniej zamożni uważają, że dobra edukacja i biegła znajomość angielskiego otworzy ich dzieciom szanse na życiową karierę poza Chinami. Bywa, że zaciągają nawet na ten cel spore kredyty.

Emigracja powoli przestaje być domeną jedynie najbogatszych. Zmienia się też jej geografia. Jeszcze kilka lat temu wśród wyjeżdżających dominowali ludzie z bogatszego wschodniego wybrzeża Chin. Teraz coraz częściej o wizę wyjazdową ubiegają się już mieszkańcy uboższych prowincji z głębi kraju. Odnotowano nawet zorganizowaną emigrację całych wsi z prowincji Fujian.

Coraz częściej zdarza się, że wyjeżdżający mają motywację bardziej ideologiczną niż materialną. Młodzi rodzice chcący mieć więcej niż jedno dziecko nie zamierzają ryzykować wysokich kar za naruszenie nadal obowiązujących w tym zakresie ograniczeń (nawet mimo planowanej liberalizacji „prawa jednego potomka"). Wielu, zwłaszcza młodym, ludziom nie podobają się ograniczenia wolności słowa i swobód obywatelskich.

Obserwując perypetie osób tak znanych jak ścigany grzywnami artysta Ai Weiwei, nie widzą szans przełamania ciążącej nad Chińczykami wszechwładzy komunistycznego państwa (a raczej urzędników i funkcjonariuszy partyjnych). Chiński przedsiębiorca, który stara się o prawo do wyjazdu do Kanady, powiedział w rozmowie z zachodnimi dziennikarzami, że po prostu chce, by jego dzieci „nie oddychały smogiem, by poszły do dobrej szkoły i by otwarł się przed nimi świat".

Nadzy urzędnicy

W zaskakujący sposób w gronie kandydatów na emigrantów pojawili się w ostatnim czasie tzw. nadzy urzędnicy (luoguan). Tak nazywa się w Chinach funkcjonariuszy państwowych, którzy żyją samotnie, bo wysłali już za granicę swoich bliskich. To efekt zainicjowanej przez nowe władze pod kierownictwem Xi Jinpinga coraz poważniej traktowanej walki z korupcją wśród urzędników średniego i wyższego szczebla.

Ludzie ci, zdobywszy w nieuczciwy sposób majątek, mają powody do obaw, że go utracą, więc w panice dokonują transferów na zagraniczne konta i wysyłają w świat rodziny. Sprawa stała się tak poważna, że na polecenie władz w Pekinie w kilku prowincjach zblokowano „nagim urzędnikom" możliwość awansu.

Oczywiście nie wszystkim udaje się zrobić karierę w wielkim świecie. Nie brak też takich, dla których nie do pokonania okazały się różnice kulturowe. Na powrót, głównie do uważanego za bezpieczniejszy Hongkongu (choć z zachowaniem obcego paszportu), zdecydowało się już ok. 320 tys. Chińczyków. To jednak znacznie mniej niż liczba stojących w kolejce po wizę wyjazdową.

Li Zhaohui, właściciel agencji Cansine – zajmującej się przygotowaniem Chińczyków chcących wyjechać na stałe za granicę – od kilku lat nie narzeka na brak klientów. Jest w stanie zorganizować wszystko – od formalności wizowych po zakup nieruchomości, których bogatą kolekcję prezentuje kandydatom na emigrantów. Oczywiście tym zamożniejszym, bo tylko takich stać na nabycie domku w Kanadzie, farmy w Australii albo małego rancza na amerykańskim Środkowym Zachodzie.

Pozostało 95% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019