Zwierzę zostało zauważone w niedzielę, gdy dostało się na teren szpitala w Meerut, ok. 60 km od stolicy Indii, New Delhi. Wielki kot okazał się bardzo bojowy atakując próbujących odpędzić go ludzi. Władze miejskie wezwały policję i wojsko, jednak zalecono, by rzadkie zwierzę schwytać żywcem. Okazało się to bardzo trudne, bowiem lampart - choć trafiony wystrzelona strzykawką z substancją usypiającą - wcale się nie uspokoił. Pokonał kraty, wydostał się z terenu szpitala i długi czas biegał po mieście. Był widziany w szkole i w kinie.
W poniedziałek szef miejscowej policji Abhiskek Singh przyznał, że w czasie łowów na lamparta poważniejsze rany odniósł jeden policjant, a pięć innych osób zostało podrapanych albo ukąsanych. Lampart zniknął dlatego na wszelki wypadek zalecono mieszkańcom Meerut ostrożność i odwołano poniedziałkowe zajęcia w szkołach.
Nie był to pierwszy w ostatnich miesiącach przypadek konfliktu dzikiego drapieżnika z ludźmi w Indiach. Tydzień temu lampart zabił pięcioletniego chłopca w stanie Chhattisgarh w środkowych Indiach. Pod koniec zeszłego roku w zachodnich Indiach mieszkańcy Radżastanu protestowali przeciwko szkodom wywoływanym przez tygrysy żyjące w tamtejszym parku narodowym. Dwa tygodnie temu tygrysica zabiła kilku chłopów w okolicach miasta Bajnor.
Biolodzy zwracają uwagę na fakt, że to nie nagły wybuch agresji powoduje ataki tygrysów czy lampartów lecz odbieranie im naturalnych siedlisk. Wycinanie dżungli i bezprawne zajmowanie ziemi na obszarach chronionych powoduje, że w poszukiwaniu pożywienia dzikie zwierzęta zapuszczają się na obszary zamieszkane przez ludzi. W miejscach gdzie mają dość przestrzeni życiowej do podobnych konfliktów praktycznie nie dochodzi.