Andriej Peczow stał się w ostatnich dniach bohaterem, aż trzech kanałów rosyjskiej telewizji. Według należącej do Gazpromu NTW, przybył na Ukrainę z Niemiec i ma niemiecki paszport. Przywieźć miał 500 tys. euro na potrzeby antyrosyjskiej rewolucji. Andriej ma być członkiem 50-osobowej grupy bojowników, która ma się składać z obcokrajowców. Specjalne mundury miał dla nich zamówić właśnie Andriej. Jest podobno człowiekiem zamożnym, ma w Niemczech 15 domów dla seniorów oraz coś w rodzaju zameczka w Szwajcarii. O tym wszystkim opowiedział dziennikarzom NTW sam Andriej. Telewizja uczyniła z niego niemieckiego agenta.
Jednak dla państwowej telewizji Andriej miał zupełnie inną wersję. Nie wspomniał ani o pieniądzach dla antyrosyjskich bojowników ani o mundurach. Tłumaczył, że 7 kwietnia znalazł się na kijowskim Majdanie, aby demonstrować przeciwko nowym władzom. Tam miał zostać ranny w starciu ze zwolennikami władz. Na jego ślad w jednym z kijowskich szpitali natrafili dziennikarze kanału Rossija 1, którym udzielił wywiadu. Podobno na wyłączność.
Z kolei w jednym z kanałów telewizji z Krymu ten sam Andriej zapewniał, że jest pediatrą z Niemiec i w swej karierze uratował co najmniej 200 dzieci. Miał opuścić Niemcy cztery lata temu, aby "bronić Ukrainy przed neonazistami".
Opowieści Andrieja są mało wiarygodne, ale rosyjscy dziennikarze nie zadali sobie trudu ich sprawdzenia. Doszło do tego, że w chwili, gdy NTW przedstawiała Peczowa jako najemnika Zachodu walczącego z Rosją, inne rosyjskie kanały czyniły zeń bojownika w słusznej sprawie.