Pierwsze od czasu wycofania wojsk USA z Iraku naloty rozpoczęły się w piątek, gdy dwa myśliwce F/A-18 zrzuciły 500- -funtowe bomby na stanowiska artylerii sił kalifatu. Do kolejnych ataków w piątek i sobotę dochodziło w okolicach miasta Sindżar, skąd islamiści wygnali prawie całą ludność należącą do mniejszości religijnej jazydów, a także opodal kurdyjskich miast Erbil i Sulejmaija.
Naczelne dowództwo amerykańskich sił zbrojnych bardzo skąpo informuje o prowadzonych w Iraku działaniach. Podano jedynie, że naloty prowadzone są na dużym obszarze, a w ich rezultacie zniszczono wiele opancerzonych pojazdów wojskowych, ciężarówek, stanowisk artylerii i składów broni. Zginąć mogło 80–90 bojowników ISIS.
Występując na ostatniej przed wyjazdem na urlop konferencji prasowej w Białym Domu, prezydent Barack Obama wyjaśnił, że do podjęcia decyzji skłoniły go informacje o prześladowaniach, które „przyjmują już rozmiary ludobójstwa". Prezydent stwierdził, że akcja może potrwać jeszcze długo.
Osłabić siły islamistów
Jej celem jest najwyraźniej osłabienie zdolności bojowych sił ISIS, które zaczęły nie tylko krwawo prześladować jazydów i chrześcijan, ale zagroziły także Autonomii Kurdyjskiej. Niektórzy eksperci wojskowi uważają, że błędem była w ostatnich latach odmowa dozbrojenia Kurdów, którzy muszą dziś stawić czoło ofensywie islamistów, wzmocnionych w lipcu po zajęciu dużych arsenałów armii irackiej w okolicach Mosulu. Cierpiące na niedostatek ciężkiego uzbrojenia kurdyjskie siły zbrojne (peszmergowie) z trudnością odpierały ataki sił ISIS kierujących się na Erbil, stolicę irackiego Kurdystanu.
– Sytuacja dziś jest znacznie lepsza niż jeszcze dwa dni temu – mówi „Rz" Dervich Ferho, dyrektor Instytutu Kurdyjskiego w Brukseli. ?– Interwencja amerykańska bardzo pomogła peszmergom, którzy zdołali wzmocnić obronę Erbilu i Sulejmaniji. Spodziewamy się, że idąc śladem USA, pomoc okażą nam także Francja i Wielka Brytania.