Wiele wskazuje na to, że po raz pierwszy od II wojny światowej niemieccy żołnierze pojawią się na Ukrainie. W Berlinie trwa właśnie dyskusja na ten temat. Jak donosi „Bild Zeitung", do działań na Ukrainie przygotowują się niemieccy spadochroniarze oraz specjaliści od obsługi zwiadowczych samolotów bezzałogowych. W sumie na Ukrainę ma się udać 200 żołnierzy, w tym 50 spadochroniarzy ubezpieczających całą akcję. Wszystko to w celu wsparcia misji OBWE na Ukrainie, która ma ograniczone możliwości nadzorowania nieprzestrzeganego od początku zawieszenia broni pomiędzy armią ukraińską a oddziałami separatystów wspomaganych przez wojska rosyjskie.
– Nic jeszcze nie zostało ostatecznie rozstrzygnięte – twierdzi Frank-Walter Steinmeier, szef niemieckiej dyplomacji. Z kolei Ursula von der Leyen, minister obrony RFN, zapowiada, że w najbliższych dniach OBWE otrzyma propozycję wsparcia misji na Ukrainie. Ma to być wspólna inicjatywa niemiecko-francuska. Przynajmniej politycznie, gdyż ciężar militarny całej operacji przejmą Niemcy.
Wszystko zależy jednak od decyzji Bundestagu, który musiałby wyrazić zgodę na kolejną zagraniczną misję Bundeswehry. W całej tej operacji nie ma miejsca dla Polski. Podobno uzgodnienia na ten temat zapadły pomiędzy kanclerz Angelą Merkel a prezydentem François Hollande'em w czasie niedawnego szczytu NATO w Walii.
Rzecz jest wielce kontrowersyjna, gdyż zarówno na Ukrainie, jak i w Niemczech żywe są jeszcze obrazy z II wojny i milionów ofiar śmiertelnych. Z drugiej strony obecność żołnierzy Bundeswehry w wojennych warunkach, jakie panują na wschodniej Ukrainie, byłaby nad wyraz czytelnym sygnałem dla Władimira Putina, że Berlin traktuje kryzys z największą powagą. – Świadczyłoby to o gotowości pani Merkel do bardzo zdecydowanego działania, nie zamykając przy tym pokojowej drogi do uregulowania konfliktu – tłumaczy „Rz" Kai-Olaf Lang, ekspert berlińskiego think tanku Fundacja Nauka i Polityka.
Niemcy stały się głównym reprezentantem Zachodu w kontaktach z Kremlem