Przedterminowe wybory parlamentarne na Ukrainie po raz kolejny pokazały, że społeczeństwo tego kraju jest podzielone jeśli chodzi o stopień zaangażowania w politykę. Podczas gdy w obwodzie lwowskim do urn poszło aż ponad 70 proc. mieszkańców tego regionu, w kontrolowanej przez ukraińskie wojsko części Donbasu frekwencja wyniosła zaledwie 30 proc. uprawnionych do głosowania.
Biorąc pod uwagę pozostałe części obwodów donieckiego i ługańskiego, okupowane obecnie przez prorosyjskich separatystów, zaledwie 12 proc. mieszkańców Donbasu głosowało w niedzielnych wyborach parlamentarnych. Niska frekwencja wyborcza została odnotowana również w innych obwodach południowo-wschodniej części Ukrainy.
– Niska frekwencja mieszkańców wschodniej Ukrainy świadczy o tym, że duża część społeczeństwa nie ufa kijowskim władzom, które kilka miesięcy temu zorganizowały przewrót państwowy w kraju – mówi „Rz" Nikołaj Lewczenko, szef Partii Regionów w obwodzie donieckim i były deputowany Rady Najwyższej. – Poza tym w Donbasie nadal trwa wojna i każdy punkt do głosowania może stać się miejscem tragedii, dlatego ludzie wolą nie ryzykować i pozostać w domach – wskazuje. Jak twierdzi, jego partia nie uczestniczy w wyborach, ponieważ zajmuje się organizacją pomocy humanitarnej dla mieszkańców dotkniętych wojną regionów.
Tymczasem w Kijowie wskazują na jeszcze jedną przyczynę bierności wyborców we wschodniej części Ukrainy.
– Mieszkańcy tych regionów przez wiele lat popierali to samo ugrupowanie polityczne (Partię Regionów – red.), które w konsekwencji ich brutalnie oszukało – mówi „Rz" Wiktor Zamiatin, ekspert kijowskiego Centrum Razumkowa. – Interesy tych ludzi będą reprezentować przebierańcy w Partii Regionów, która ponownie znajdzie swoje odzwierciedlenie w nowym parlamencie – dodaje.