Premier Antonis Samaras próbował w ostatnich tygodniach prośbą i groźbą przekonać Greków do swojego ugrupowania. Z jednej strony obiecał, że w przyszłości zostanie zlikwidowany podatek od nieruchomości, a podatek od zysku firm radykalnie ograniczony, pensje zaś nie będą już zmniejszane. Zapowiedział także, że w ciągu sześciu lat w kraju powstanie niemal 800 tys. nowych miejsc pracy. Z drugiej strony ostrzegł, że zwycięstwo Syrizy doprowadzi do natychmiastowego bankructwa kraju, załamania gospodarki i jeszcze większego zubożenia społeczeństwa.
Cipras pozostaje faworytem
Ta strategia poniosła jednak porażkę. Na niespełna dwa tygodnie przed wyborami Syriza wciąż prowadzi w sondażach. Ten przeprowadzony w miniony poniedziałek dla telewizji Skai daje ugrupowaniu Aleksisa Ciprasa 31,5 proc. poparcia wobec 27 proc. dla Nowej Demokracji obecnego szefa rządu. Także każdy z pozostałych siedmiu ostatnio przeprowadzonych sondaży wskazuje na zwycięstwo lewicowych populistów. Zgodnie z greckim prawem partia, która uzyskuje najwięcej głosów, dostaje dodatkowo 50 mandatów w 300-osobowym parlamencie.
– Syriza wygra, to jest pewne. I to Ciprasowi zostanie powierzone zadanie tworzenia nowego rządu – przyznaje „Rz" Jeorjos Cogopulos z Helleńskiej Fundacji Badań Europejskich Eliamep.
Czy to oznacza, że kraj wyjdzie ze strefy euro?
– Takie ryzyko oceniamy w perspektywie roku, dwóch lat na mniej niż 50 proc. W dłuższej perspektywie prawdopodobieństwo Grexit będzie jednak rosło – mówi naszej gazecie Jonathan Loynes, główny ekonomista londyńskiego instytutu Capital Economics.