Pochodząca z Wiaźmy matka czwórki dzieci dwa tygodnie siedziała w moskiewskim więzieniu. Grozi jej wyrok do 20 lat łagru. Rosyjski kontrwywiad FSB oskarżył ją o zdradę państwa, a do jej aresztowania wydelegowano specjalnego oficera ze stołecznej centrali.
Swietłana Dawydowa (która oprócz czwórki swoich dzieci wychowuje jeszcze troje dzieci swojego męża z poprzedniego małżeństwa) w kwietniu ubiegłego roku miała zadzwonić do ambasady Ukrainy w Moskwie. Poinformowała, że przypadkowo usłyszała rozmowę wojskowego, z której wynikało, iż jego jednostka zostaje wysłana do Donbasu. Wojskowy miał powiedzieć, że wszystkim w koszarach kazali się przebrać w cywilne ubrania, jechać do Moskwy, a stamtąd – „w delegację".
Głośna sprawa
W Wiaźmie, niedaleko mieszkania Dawydowej, znajdują się koszary oddziału podległego rosyjskiemu wywiadowi wojskowemu GRU i to stamtąd prawdopodobnie pochodził podsłuchany wojskowy.
Prawie rok później do mieszkania kobiety (która w międzyczasie urodziła kolejne dziecko i karmiła je piersią) zapukał miejscowy policjant w towarzystwie dwóch ludzi w kominiarkach. Jeden z zamaskowanych pokazał dokumenty oficera FSB i kazał jej iść ze sobą. Trafiła do okrytego ponurą sławą Lefortowa.
Adwokat przydzielony z urzędu przyznał rację prokuratorowi i uznał jej winę. Pod jego naciskiem Dawydowa przyznała się do wszystkiego, czyli zdrady państwa. Kontrwywiad próbował zmusić miejscową opiekę społeczną, by odebrała jej dzieci, ale pracownicy odmówili wykonania polecenia.