Nie powstrzymało go nawet białoruskie więzienie, w którym spędził prawie pięć lat oskarżony przez władze o „zorganizowanie masowych zamieszek" w centrum Mińska. Gdy rządzący od ponad dwóch dekad prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko ułaskawił go kilka tygodni temu, na dworcu czekał na niego już tłum ludzi. Statkiewicza podrzucano do góry i krzyczano „bohater". Od tego momentu było wiadomo, że nie przestanie walczyć z reżimem. Następnego dnia zwołał konferencję prasową i razem z innymi liderami opozycji oświadczył, że wyprowadzi ludzi na ulice, by domagać się wolnych wyborów. Słowa dotrzymał.
W czwartek w centrum białoruskiej stolicy zorganizował pikietę, na którą przyszło kilkaset osób. – Mamy jedno żądanie – normalne wybory, a nie spektakl – oświadczył Statkiewicz. Dla Białorusinów widok protestującego i wykrzykującego antyrządowe hasła tłumu to nowość. Dotychczas podobna pikieta potrwałaby najwyżej kilkanaście minut i skończyłaby się aresztowaniem wszystkich uczestników. Tym razem milicjant kulturalnie spisał dokumenty byłego więźnia i uprzedził, że zorganizowane przez niego zebranie jest nielegalne.
– Białoruskie władze przeprowadzają sztuczną liberalizację, która zakończy się 11 października, kiedy odbędą się wybory prezydenckie w tym kraju. Opozycji pozostaje miesiąc, by się zjednoczyć i dotrzeć do jak największej liczby osób – mówi „Rz" dr Paweł Usow z Białoruskiego Centrum Badań Europejskich. – Odwilż skończyłaby się natychmiast, gdyby ktokolwiek zaczął nawoływać do destabilizacji sytuacji – dodaje.
Wiele wskazuje na to, że Statkiewicz zdaje sobie z tego sprawę, o czym świadczy niejednoznaczność jego wypowiedzi. – Zapraszam Łukaszenkę na spotkanie z wyborcami w dzień wyborów, które odbędzie się w centrum Mińska – sugerował tuż po wyjściu na wolność.
– Uwolnienie Statkiewicza i jego bohaterska postawa dodały adrenaliny tej części białoruskiej opozycji, która jest bardzo krytycznie nastawiona wobec reżimu Łukaszenki i nie widzi żadnej możliwości współpracy z nim – mówi „Rz" Andrzej Poczobut, polski dziennikarz mieszkający na Białorusi. – Ale jest też druga część opozycji, która już nie jest tak krytyczna – konkluduje.