Romanowskaja postanowiła osobiście zawieźć portret prezydentowi 7 października, na jego 63 urodziny. Jednak w tłumie gapiów i dziennikarzy, który jej towarzyszył na Dworcu Moskiewskim w Petersburgu ktoś go ukradł.
Według opisu rosyjskich dziennikarzy, na portrecie namalowanym fioletową farbą nachmurzony Putin z „zagadkowym półuśmiechem częściowo przypominającym ten Mony Lisy" wznosił kielich.
Nie jest jasne jak malarce udało się uzyskać efekt „uśmiechu Mony Lisy" malując gołą piersią. Artystka opowiadała, że było to bardzo skomplikowane ale żadnej ekipie telewizyjnej nie pozwoliła sfilmować tej trudnej sztuki.
„Z policją szukałam na dworcu do rana, w końcu powiedzieli żeby napisała oświadczenie do komisariatu w moim miejscu zameldowania" - powiedziała malarka dziennikarzom. Jednak już w piątek po południu ktoś zadzwonił do niej do pracowni i zaproponował wykupienie obrazu. „Żądali ode mnie okupu za ukradziony obraz. Na początku zapytali na ile sama go wyceniam. Gdy powiedziałam, że na 5 tys. rubli (ok. 90 dolarów), to stwierdzili że za taką sumę nie będą go zwracać" - poinformowała. Sama nie jest pewna, czy dzwonił do niej prawdziwy złodziej, czy „ktoś, kto naczytał się w prasie o tej historii i chcieli zarobić".
Romanowskaja stała się sławna w Petersburgu, gdy zaczęła własnymi piersiami malować emblematy miejscowej drużyny piłkarskiej „Zenitu". Później stworzyła portrety rosyjskich polityków. Poza Putinem w jej kolekcji jest jeszcze premier Dmitrij Miedwiediew.