Włochy chlubią się jednym z najniższych wskaźników śmierci kobiet podczas porodów, dlatego taka liczba zgonów młodych kobiet spowodowała szok.
Zgony nastąpiły w dniach 25-30 grudnia ubiegłego roku. Jedną z ofiar jest 29-letnia Giovanna Lazzari, matka dwójki dzieci, która w 8. miesiącu ciąży trafiła do szpitala w Brescii z objawami zapalenia żołądka i jelit oraz z wysoką gorączką. Zmarła następnego dnia. Kolejne dwa przypadki dotyczą dwóch kobiet w wieku 35 i 39 lat, które zmarły po zatrzymaniu akcji serca. Następna ofiara to 34-letnia lekarka Anna Massignan, która upadła w domu. Została przewieziona do szpitala. Lekarze zdołali przeprowadzić cesarskie cięcie i uratować dziecko, ale kobieta zmarła. Podobny przypadek dotyczy 23-letniej kobiety w 9. miesiącu ciąży, która zmarła nagle w domu. Dzięki wykonanemu szybko cesarskiemu cięciu również udało się uratować dziecko.
Mimo że wszystkie te tragedie wydają się być wytłumaczalne, ginekolodzy twierdzą, że winne mogą się okazać przestarzałe procedury stosowane wobec ciężarnych Włoszek. Być może, jak twierdzą lekarze, zmarłe kobiety zapłaciły cenę za brak przesiewowych badań w zakresie ryzyka zakrzepicy lub innych problemów, które mogą się pojawić w późniejszych etapach ciąży.
- Prewencyjne badania mogłyby zapobiec wielu dramatom, ale ministerstwo zdrowia nie uważa, że są one konieczne. Bo po prostu są za drogie - mówi profesor ginekologii Rosalba Paesano z uniwersytetu La Sapienza.
Z kolei dyrektor do spraw medycznych rzymskiego szpitala San Camillo, Antonio Starita, zauważa, że 35 procent ciąż we Włoszech to ciąże kobiet powyżej 35 roku życia, co podwaja ryzyko zgonu.