Z nadejściem Emmanuela Macrona nie należy się spodziewać radykalnego przeorientowania europejskiej polityki Francji, bo nowy prezydent – w przeszłości minister gospodarki w rządzie socjalistycznym – na wiele spraw ma podobne poglądy jak obecna ekipa. Jego nadejście może jednak otworzyć nowy rozdział w rozwoju UE z kilku powodów.
Po pierwsze, jeśli będzie dysponował większością parlamentarną (tego jeszcze nie wiemy), to będzie miał mandat do przeprowadzenia reform gospodarczych, które są warunkiem poparcia Niemiec dla większej integracji w strefie euro. Po drugie, początkowo przynajmniej nie będzie też zakładnikiem Marine Le Pen, nie będzie więc musiał forsować działań protekcjonistycznych. Po trzecie, jest młody i ambitny i ma to, czego brakuje dziś zmęczonym unijnym przywódcom: optymizm.