Arnd Krummen bynajmniej nie ma zamiaru straszyć ludzi ani wtrącać się w kampanię wyborczą przed jesiennymi wyborami do Bundestagu. A już na pewno nie chce swoimi słowami ośmielać ekstremistów – pisze portal „Die Welt" o rozmowie z ekspertami ds. ochrony granic ze związku zawodowego niemieckiej policji GdP.
– Są tylko fakty potwierdzające, że niemiecka granica jest otwarta jak wrota stodoły, i to zarówno dla nielegalnych imigrantów jak i dla przestępców wszelkiej maści.
Zaniechanie kontroli
Jak wyjaśnia ekspert policyjny, na zachodniej granicy Nadrenii Północnej-Westfalii, ze względu na katastrofalne niedobory personalne, właściwie kompletnie zaniechano kontroli. Dlatego włamywacze, złodzieje i przemytnicy, ale także imigranci o nieustalonej tożsamości, mogą bez przeszkód wjeżdżać do Niemiec. Nikt nie może wykluczyć, że wśród nich nie ma także terrorystów – podkreśla Krummen. Ponieważ nie ma właściwie kontroli, trudno jest też operować jakimikolwiek liczbami. A gdzie nikt nie kontroluje, tam też nikogo nie można złapać.
Jak pisze „Die Welt", takie bicie na alarm powinno być sygnałem dla rządu w Berlinie, który ciągle zapewnia o wzmożonych zabiegach na rzecz bezpieczeństwa. Po rekordowej fali napływu imigrantów w roku 2015, po zamachach terrorystycznych, dokonanych przez imigrantów i po wzroście transgranicznej przestępczości, rząd zapewniał, że lepiej kontroluje ruchy migracyjne na granicach i zwalcza przestępczość w regionach przygranicznych. Lecz to, co mówią dziś eksperci GdP, zupełnie do tych zapewnień nie pasuje.