– Wiedzieliśmy o tym od lat, ale nie chcieliśmy nic mówić, żeby nie wpłynąć na wynik wyborów w USA – powiedział brytyjskiemu “Timesowi” Abdul Rahman Sheikh Abdullah, jeden z przywódców plemienia mieszkającego w wiosce Bir al Maksour w Galilei. – Wysłaliśmy już do Obamy list, w którym poinformowaliśmy go o całej sprawie – dodał.
Choć na razie sztab prezydenta elekta nie odpowiedział Beduinom, członkowie plemienia nie mają żadnych wątpliwości, że jest ich dalekim kuzynem. Fakt ten odkryła 95-letnia matka Abdullaha, oglądając w telewizji wystąpienie senatora z Chicago. Zauważyła, że Obama jest niezwykle podobny do jednego z afrykańskich robotników, który pracował dla plemienia w latach 30. Beduini zatrudniali wówczas wielu Murzynów, którzy z czasem brali sobie żony z ich społeczności. Po kilku latach wracali zaś z nową rodziną do Afryki. Pracownik, o którym mowa, miał być bliskim krewnym kenijskiej babci Obamy, a co za tym idzie wszyscy członkowie plemienia mieliby być spokrewnieni ze słynnym amerykańskim politykiem.
Abdullah twierdzi, że dysponuje “niezbitymi dowodami” na poparcie swojej tezy: dokumentami i starymi zdjęciami. Nie chce ich jednak pokazać dziennikarzom, gdyż – jak twierdzi – obiecał matce, że najpierw dostanie je Obama. Wraz z innymi członkami plemienia Abdullah szykuje się już do wzięcia udziału w delegacji, która pojedzie do Waszyngtonu. Pytanie tylko, czy nowy prezydent USA zechce przyjąć swoich samozwańczych kuzynów.