W tym dniu zgodnie z tradycją zabawa będzie najbardziej huczna, a ulicami stolicy przejdzie kolorowy korowód, który na placu Czerwonym symbolicznie pożegna kukłę uosabiającą zimę.
Naleśniki, miedowucha, ludowe stroje i zabawy, zjeżdżanie z lodowych górek, koncerty i jarmarki. Pod moskiewskim Kremlem przez cały tydzień działa Maslenicznyj Gorodok, czyli Miasteczko Maslenicy. Niezliczona ilość budek, w których ubrani w ludowe stroje sprzedawcy robią naleśniki. Buchają kłęby pary – na dworze jest kilkanaście stopni poniżej zera. Na rozgrzewkę można łyknąć gorącego miodowego trunku. Wodzireje zrywają gardła, zachęcając gości do udziału w konkursach i zabawach.
Maslenica to też naleśnikowe rekordy. W tym roku pod Kremlem usmażono najcieńszego (1 mm) i najgrubszego (38 mm) naleśnika, każdy po 35 cm średnicy. W przeszłości, jak wylicza agencja ITAR-TASS, powstał tu największy naleśnik, najwyższa naleśnikowa góra, a nawet naleśnikowa mapa świata. Nie mówiąc już o tak oczywistej sprawie jak zawody w smażeniu na czas.
Naleśnik, czyli rosyjski blin, w karnawałowym tygodniu ma swoje pięć minut. Tak jak Polacy w tłusty czwartek opychają się pączkami, tak Rosjanie chwalą się, kto usmażył i zjadł więcej blinów.
W restauracjach i kafejkach, nawet tych, które zazwyczaj ich nie serwują, pojawia się specjalne naleśnikowe menu. – Są uniwersalne. Można je jeść praktycznie ze wszystkim – opowiada „Rz” sprzedawczyni w kafejce Tieremok. Na słodko: ze śmietaną, zagęszczonym mlekiem, dżemem czy konfiturami, albo na słono: z serem, mięsem, grzybami, łososiem, kawiorem... – Co masz w lodówce, to dajesz do naleśnika i będzie smacznie.