Późny wieczór 19 grudnia, Plac Niepodległości w Mińsku. Oddziały specnazu i wojsk wewnętrznych biją manifestantów. W okolicy tzw. czerwonego kościoła (zwanego tak od koloru tej budowli), milicjanci atakują grupkę stojących tam ludzi. Jest wśród nich ambasador Węgier na Białorusi, Ferenc Kontra. Funkcjonariusze nie stosują wobec niego taryfy ulgowej. Biją go pałkami po głowie.

Podobne sceny rozgrywają się pod pobliskim hotelem Mińsk. W grupie zaatakowanych tam ludzi znajduje się inny dyplomata węgierski. Prawdopodobnie zastępca ambasadora. Jego milicjanci również pobili pałkami. Po nerkach.

Jak dowiedziała się „Rz” ze źródeł w Mińsku, ambasador poinformował o pobiciu centralę w Budapeszcie. Zdecydowano jednak sprawy nie nagłaśniać ze względu na rozpoczynające się przewodnictwo Węgier w Unii Europejskiej. Krążą również pogłoski, że strona białoruska od dawna chciała odejścia Kontry z Mińska. Miał bowiem bliskie kontakty z opozycją.

Po pobiciu z każdym dniem stan jego zdrowia zaczął się pogarszać. Coraz bardziej bolała go głowa, miał nabiegnięte krwią oko. Ponad tydzień temu trafił do szpitala w Mińsku. Wtedy właśnie w kręgach dyplomatycznych rozeszła się informacja o przyczynach jego fatalnego stanu zdrowia. Podobno powiedział o tym akredytowanym w Mińsku dyplomatom z innych państw.

Węgierski MSZ stanowczo zaprzecza informacjom o pobiciu.