Do samobójczej próby doszło ok. godz. 11.20. Funkcjonariusze BOR, którzy spostrzegli przed budynkiem płonącego jak pochodnia mężczyznę, wybiegli i zaczęli gasić płomienie okrywając go kocami. Wezwali policję i pogotowie. Desperat zostawił na ławce w parku łazienkowskim pożegnalny list adresowany do żony, w którym tłumaczy motywy swojego zachowania. Drugi list, krótszy - jak wynika z nieoficjalnych informacji - adresował do szefa rządu. Kiedy przewieziono go do szpitala, opowiedział policjantom o powodach desperackiej decyzji.
Jak wynika z listu do żony, powodem próby samospalenia była tragiczna sytuacja mężczyzny, brak pracy, kłopoty ze zdrowiem, długi i rozczarowania wobec polityków.
Według nieoficjalnych informacji "Rz" - z listu wynika, że do 2008 r. mężczyzna pracował w urzędzie skarbowym. Następnie był ochroniarzem w jednym z supermarketów. Skarżył się: "trzy lata pracy w ochronie całkiem zniszczyło mi nogi". Pisze, że pracodawca wymagał od niego coraz więcej, za tę samą płacę. Twierdził, że dłużej nie jest w stanie pracować ze względu na stan zdrowia i chorobę nóg.
Mężczyzna wspomina w liście również o problemach finansowych. "Jestem zadłużony ponad miarę" - zaznacza i nadmienia o sprawie sądowej, którą przegrał, i w efekcie czego komornik "wejdzie mu na pensję". W liście adresowanym do żony 49-latek pisze, że nie wierzy w państwo, ani w polityków. "Złudna jest też wiara w media" - zaznacza.
Jak można wywnioskować z listu, obecnie mężczyzna też stracił pracę. "Mam problemy z chodzeniem, nie jestem w stanie już pracować" - informuje. W liście zostawia żonie wskazówki dotyczące dalszego życia. W liście do premiera także opisuje motywy swojej decyzji i wyraża rozgoryczenie wobec polityków.