Reklama

Biała wstążka na kałachu

Jeden helikopterów, które 9 maja przeleciały nad placem Czerwonym, dźwigając ogromne rosyjskie flagi, wracając do bazy zgubił swoją banderę i dwutonowy obciążnik!

Aktualizacja: 13.05.2012 20:49 Publikacja: 13.05.2012 20:44

Biała wstążka na kałachu

Foto: AFP

Plotka o tej treści zelektryzowała rosyjską stolicę. Wychowani na propagandzie „federalnych telekanałów" zwolennicy Władimira Putina zrozumieli od razu, że taka pogłoska musi być dziełem ukrytych wrogów, opłacanych przez USA i diabła w ludzkiej skórze Borysa Bieriezowskiego.

Bo przecież tylko ktoś naiwny mógłby przypuścić, że jakieś plotki mogą się zrodzić ot tak, same z siebie. A zwłaszcza takie, które uderzają w samo serce rosyjskiej idei państwowej, jakim jest Dzień Zwycięstwa. Po kilkunastu godzinach prawda wyszła na jaw i wielbiciele władzy mogli odetchnąć z ulgą

Bo, po pierwsze, helikopter wcale nie uronił flagi, a jedynie obciążnik. Po drugie, wcale nie dwutonowy, ważył wszystkiego 1800 kilo, więc czy w ogóle jest o czym gadać? W dodatku obciążnik w nikogo nie trafił.

A przecież te tysiąc osiemset kilo stali mogło trafić na przykład w Pawła Tarasowa, radnego dzielnicy Lefortowo, który w Dzień Zwycięstwa postanowił przetestować czujność stróżów porządku i przespacerował się po centrum miasta z... atrapą kałasznikowa.

Śródmieście Moskwy aż pęczniało wówczas od milicjantów. Ale żaden z nich nie zwrócił uwagi na dwudziestoparolatka z peemem. Dlaczego? Bo siły porządku skoncentrowane były na wyławianiu z tłumu innych wrogów, groźniejszych niż cywile z automatami. Na ludziach z białymi wstążeczkami, które są odznaką protestujących przeciw prezydenturze Władimira Władimirowicza.

Reklama
Reklama

Taką wstążeczkę wypatrzyć niełatwo. Dostrzeżenie i zdemaskowanie takich chytrych przeciwników wymagało od funkcjonariuszy koncentracji tak całkowitej, że chłopak z kałasznikowem umykał ich uwagi... Tarasow relacjonował swoją przechadzkę w czasie rzeczywistym, w blogu. „Zawiąż białą wstążkę na automacie i zobaczysz – zaraz wszystko wróci do normalności" – poradził mu jeden z internautów...

Plotka o tej treści zelektryzowała rosyjską stolicę. Wychowani na propagandzie „federalnych telekanałów" zwolennicy Władimira Putina zrozumieli od razu, że taka pogłoska musi być dziełem ukrytych wrogów, opłacanych przez USA i diabła w ludzkiej skórze Borysa Bieriezowskiego.

Bo przecież tylko ktoś naiwny mógłby przypuścić, że jakieś plotki mogą się zrodzić ot tak, same z siebie. A zwłaszcza takie, które uderzają w samo serce rosyjskiej idei państwowej, jakim jest Dzień Zwycięstwa. Po kilkunastu godzinach prawda wyszła na jaw i wielbiciele władzy mogli odetchnąć z ulgą

Reklama
Społeczeństwo
Skandal we Włoszech: Intymne zdjęcia kobiet na Facebooku. „Wirtualny gwałt”
Społeczeństwo
Wielkie budowy w Niemczech. Dużo później, dużo drożej. Nowy symbol - więzienie w Zwickau
Austria
Austria: 13-latka wywierciła otwór w czaszce pacjenta. Mama pozwoliła, stanie przed sądem
Społeczeństwo
Koreański Sąd Najwyższy kończy spór o „Baby Shark”. Amerykański kompozytor przegrał po sześciu latach
Społeczeństwo
8-latki na Litwie będą się uczyć budowy i obsługi dronów
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama