Pani Zofia straciła dwóch członków rodziny w ciągu jednego roku. 23 października 2011 r. znaleziono ciało Lecha Graneckiego – byłego męża Zofii.
Leżał martwy w wannie ubrany w bieliznę, jego zwłoki były w fazie rozkładu. Na dnie wanny znaleziono klucze do drzwi jego kawalerki. – Po pierwsze, w zegarku i slipach nie poszedł się kąpać, a po drugie, gdyby zasłabł, to nie miałby nóg poza wanną – mówi Zofia Granecka, do której dotarli reporterzy programu „Państwo w państwie” telewizji Polsat.
– „Śmierć w wannie przez utopienie” tak brzmiała pierwsza wersja, a po sekcji zwłok okazało się, że nie ma wody w płucach i że wszystkie narządy miał zdrowe – mówi Anna, córka Lecha i Zofii.
Rodzina nie mogła pogodzić się z decyzją prokuratury, która stwierdziła, że śmierć Lecha Graneckiego nastąpiła z przyczyn naturalnych. – Rodzina podnosiła, że okoliczności są niewyjaśnione, ale nie dopatrzyliśmy się udziału osób trzecich. Naprawdę. Uważam, że postępowanie zostało przeprowadzone na tyle rzetelnie, aby taką decyzję wydać – zapewnia Danuta Gusta z Prokuratury Rejonowej w Bełchatowie.
Po niespełna trzech miesiącach syn Zofii Graneckiej Piotr wyszedł z domu. Kiedy nie wrócił na noc, rodzina wraz z policją rozpoczęła poszukiwania. Po dwóch dniach znaleziono jego ciało. Stwierdzono, że zmarł w wyniku skrajnego wyziębienia organizmu. W chwili śmierci miał półtora promila alkoholu we krwi.