Jak powiedział Gutry w rozmowie z Onetem, policjanci „strzelali bez pardonu”. - W pewnym momencie poczułem ból, złapałem się za policzek i odszedłem. Czy wiedzieli, że jestem fotoreporterem? Miałem aparat na szyi. Poza tym nigdy nie powinno się strzelać na wysokości głowy, bo można komuś oko wybić, albo nawet zabić - podkreślił. - Pocisk wszedł w policzek na długość siedmiu centymetrów. To była masakra. Operacja trwała ponad dwie godziny. Mam złamaną kość, założoną płytkę tytanową i jeszcze w coś oku - dodał. - Po wyjęciu pocisku, mniej więcej o 2 w nocy, przyjechała policja do szpitala i go zabrała. W przypadku przestępstwa, a to było przestępstwo, lekarz zobowiązany jest taki pocisk zabezpieczyć. Żaden z tych funkcjonariuszy mnie nie przeprosił. Związek "Solidarność" i redakcja „Tygodnika Solidarność" będą domagać się w moim imieniu odszkodowania - podkreślił.
Tomasz Gutry ocenił również, że jego zdaniem do policji przyjmuje się dziś ludzi niekompetentnych. - Oni nie są odporni na stres i w takiej sytuacji, jak na marszu, strzelają gdzie popadnie. Do pierwszego z brzegu najlepiej, bo łatwo trafić - stwierdził. - Mam zdjęcia na których widać, jak idą z uniesionymi strzelbami. Niestety, chyba nie udało mi się uchwycić tego policjanta, który do mnie strzelił - dodał. Jednocześnie fotoreporter podkreślił, że był na wszystkich Marszach Niepodległości i od pięciu lat było bardzo spokojnie. - Wcześniej bywało różnie. Bo i Antifa była, która blokowała marsz. Ale to zostało uregulowane w pewnym sensie - podkreślił.
Gutry poinformował także, że „po tym marszu jest jeszcze jedna osoba poszkodowana”. - Też jest po operacji i leży w szpitalu - powiedział.
Sam Tomasz Gutry zaznaczył, że czuje się już lepiej i jeszcze dziś ma opuścić szpital.