Pisarka wystąpiła dziś gościnnie na łamach najpoważniejszego niemieckiego dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Jej tekst jest ostrą krytyką wielkiego otwarcia Niemiec na uchodźców, o czym zadecydowała kanclerz Angela Merkel.
Co ciekawe Monika Maron dwa razy pisze w nim o Polsce. Raz zarzucając rządzącym w Berlinie, że wzywają do solidarności europejskiej, podczas gdy "pan Oettinger i pan Schulz" lżą Polaków.
Pisarka podziwia też "kochających wolność" Polaków, którzy wychodzą na ulice, by domagać się od rządu, by nie łamał prawa. I stawia pytanie, dlaczego Niemcy nie utworzą odpowiednika Komitetu Obrony Demokracji, by walczył z prowadzoną bez głowy polityką imigracyjną.
Jej zdaniem polityka Merkel doprowadzi do przejęcia rządu niemieckich dusz przez prawicowych ekstremistów i rasistów. Bo, jak pisze, jest dużo Niemców, którzy nie są zwolennikami marszów antyislamskiej Pegidy ani wyborcami populistycznej, antyimigranckiej AfD (Alternatywy dla Niemiec), ale też są przekonani, że wielka fala uchodźców zagraża ich państwu nie tylko ekonicznie. Stanowi bowiem zagrożenie dla fundamentów kulturalnych i politycznych Niemiec.
74-letnia Monika Maron ma bardzo nietypową biografię. Przez 37 lat mieszkała w NRD, (jej ojczym był enerdowskim ministerem spraw wewnętrznych, po którym przyjęła nazwisko). Zaczęła pisać w NRD, ale wydawano ją już od początku lat 80. w Niemczech Zachodnich.