Śmiertelnie groźna kobra na pokładzie samolotu. Awaryjne lądowanie w RPA

Południowoafrykański pilot Rudolf Erasmus w trakcie lotu na wysokości ponad 3,3 km, poczuł na ciele dotyk czegoś chłodnego. To była kobra przylądkowa, jeden z najbardziej jadowitych węży na świecie.

Publikacja: 06.04.2023 16:23

Kobra przylądkowa (Naja nivea)

Kobra przylądkowa (Naja nivea)

Foto: Stock Adobe

Pilot Rudolf Erasmus leciał z czwórką pasażerów - kolegów z firmy inżynierskiej, w której pracował -  lekkim samolotem Beechcraft Baron 58 z miasta Worcester w prowincji Western Cape.

Maszyna była na wysokości ponad 3,3 tys. metrów, gdy mężczyzna poczuł na nodze dotyk czegoś chłodnego.

Przekonany, że przecieka butelka z wodą, pilot pochylił się i dostrzegł węża znikającego pod siedzeniem.

Czytaj więcej

Wataha wilków z ogrodu zoologicznego poddana eutanazji po uśpieniu samca alfa

- Moją pierwszą reakcją, szczerze mówiąc, była chwila oszołomienia, jakby mój mózg nie rejestrował dokładnie, co się dzieje – powiedział Erasmus.

Pilot zdał sobie sprawę, że wąż, którego zobaczył, to śmiertelnie niebezpieczna kobra przylądkowa, wąż występujący tylko w RPA i odpowiedzialny za większość tamtejszych przypadków śmierci spowodowanych ukąszeniami. Ich jad jest w stanie zabić dorosłego człowieka w zaledwie 30 minut.

Po chwili, której potrzebował na opanowanie strachu, pilot poinformował pasażerów o nieproszonym gościu na pokładzie. Wszyscy zachowali spokój.

Erasmus zgłosił konieczność awaryjnego lądowania na lotnisku w mieście Welkom. Po trwającym 10-15 minut lądowaniu pasażerowie bezpiecznie opuścili pokład. Sam Erasmus zdołał wówczas dostrzec zwierzę - jak powiedział lokalnym mediom, było "całkiem pokaźne". (Kobry te osiągają długość 1,2 - 1,5 m).

Przybyły na lotnisko Johan de Klerk, łapacz węży, wraz z zespołem inżynierów lotniczych przeszukiwali samolot przez dwa dni. Wąż jednak zniknął.

Na tym jednak nie skończyły się przeżycia Rudolfa Erasmusa. Jego firma zażądała bowiem, by odprowadził samolot do bazy, co wiązało się z kolejnym, 90-minutowym lotem.

Tym razem Erasmus podjął pewne środki ostrożności: miał na sobie grubą zimową kurtkę owinął siedzenie kocem, a w kokpicie miał gaśnicę, puszkę środka odstraszającego owady i kij golfowy w zasięgu ręki.

- Powiedziałbym, że byłem w stanie najwyższej gotowości — powiedział Erasmus.

Kobra nie pojawiła się ponownie podczas lotu, a na lotnisku docelowym samolot został teraz całkowicie rozebrany. Węża nie znaleziono.

Pilot Rudolf Erasmus leciał z czwórką pasażerów - kolegów z firmy inżynierskiej, w której pracował -  lekkim samolotem Beechcraft Baron 58 z miasta Worcester w prowincji Western Cape.

Maszyna była na wysokości ponad 3,3 tys. metrów, gdy mężczyzna poczuł na nodze dotyk czegoś chłodnego.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Aleksander Dugin i faszyzm w rosyjskim szkolnictwie wyższym
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Społeczeństwo
Dubaj pod wodą. "Spadło tyle deszczu, ile pada przez cały rok"
Społeczeństwo
Kruszeje optymizm nad Dnieprem. Jak Ukraińcy widzą koniec wojny?
Społeczeństwo
Walka z gwałtami zakończyła się porażką. Władze zamykają więzienie w USA
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Społeczeństwo
5 milionów osób o krok od śmierci głodowej. Kryzys humanitarny w Sudanie