Reportaż z granicy Polski z Białorusią: Granica ludzkiego sumienia

Hemin jest irackim Kurdem. Odnaleziony w lesie, prosi o ochronę międzynarodową w Polsce.

Aktualizacja: 08.10.2021 06:13 Publikacja: 07.10.2021 18:32

Hemina odnaleziono przy drodze wiodącej do granicy w nocy ze środy na czwartek

Hemina odnaleziono przy drodze wiodącej do granicy w nocy ze środy na czwartek

Foto: Fotorzepa, Zuzanna Dąbrowska

 Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej nie poprawia się. Każdej doby aktywiści organizacji pozarządowych spotykają głodnych, wyziębionych, wycieńczonych ludzi, także dzieci. To swoisty wyścig z czasem i ze Strażą Graniczną: o to, by ustalić tożsamość uchodźców, zawiadomić bliskich, pomóc w złożeniu wniosku o ochronę międzynarodową w Polsce.

– Zawieźcie mnie sami na policję, jeśli tak trzeba – prosił spotkany przez nas w lesie Hemin. Nie miał siły iść, kilka godzin leżał w liściach, czekając na pomoc, od kilku dni pił wodę z kałuży. Na drogę miał opakowanie suszonych daktyli. Jadł po trzy dziennie. Tamtej nocy właśnie się skończyły. Jego imię po kurdyjsku oznacza „pokój".

Byle nie do lasu

Po udzieleniu podstawowej pomocy i podpisaniu pełnomocnictw uchodźcy przekazywani są Straży Granicznej. Hemin, Kurd z Iraku, absolwent socjologii, ok. 4 nad ranem podpisuje dokumenty. Natalia z fundacji Ocalenie, która będzie jego prawną reprezentantką, obiecuje, że będzie o niego pytać i że nie zostawi go samego. Po wyjściu z lasu Hemin może usiąść w samochodzie, dopić gorącą wodę z termosu. Wszystko inne „nie przyjmuje się" w żołądku po kilku dniach picia wody z kałuż. Ale ciepła woda trochę pomaga. Mimo to jest słaby, blady, bardzo wychłodzony i narzeka na silny ból głowy. Straż już jedzie, a Natalia dzwoni po karetkę, po krótkich negocjacjach i prośbach strażnicy wyrażają zgodę na to, by przyjechała do placówki Straży w Kuźnicy.

Czytaj więcej

Kaczyński: Migranci świadomie doprowadzani do stanu osłabienia. Cyniczna gra

– Tylko go nie wywieźcie do lasu – prosimy wszyscy już w trójkę (dwoje dziennikarzy i aktywistka Ocalenia). – Nie wywieziemy – mówi chorąży. – Obiecujecie? – pytamy. – No tak, dostarczymy go do placówki, a tam zostaną wdrożone procedury – potwierdza funkcjonariusz. – Ja go reprezentuję – przypomina Natalia – chcę wziąć udział w procedurach, proszę mnie zawiadamiać. – Tak, tak, wiemy – mówią strażnicy. Ale następnego dnia żadnych informacji o losie uchodźcy nie ma.

Wiadomo, że sześcioosobowa rodzina, także z irackiego Kurdystanu, przejęta przez SG w środę po południu, została przebadana w ośrodku w Michałowie i przewieziona do innej placówki. Ich prawna przedstawicielka po podpisaniu pełnomocnictw kilka godzin stała pod ośrodkiem, nasłuchując. W końcu dzieci (roczny chłopiec i trzyletnia dziewczynka) przestały płakać. Następny wołający o pomoc już czekał w lesie.

Znikająca strefa

Lista miejscowości objętych stanem wyjątkowym jest ogólnie dostępna, ale jego dokładny wyrys jest płynny. Kiedy podjeżdżam w nocy do check-pointu przed Krynkami, nawet dowódca nie bardzo jest mi w stanie powiedzieć, gdzie mogę zatrzymać samochód, a gdzie już nie. A to przecież główna droga do granicy. W lesie, który ciągnie się kilometrami we wszystkie strony, nie tylko trudno trzymać się wytyczonej na papierze linii, ale w ogóle zachować orientację w terenie. Tym bardziej że internetowa nawigacja traci zasięg.

Czytaj więcej

Utrzymać szczelność

Relacje między funkcjonariuszami a aktywistami starającymi się pomóc uchodźcom są skomplikowane. Kiedy spotykają się w lesie, niektórzy strażnicy są programowo opryskliwi i niechętni jakimkolwiek rozmowom, nie przedstawiają się, nie informują o niczym. Ale inni starają się utrzymać kontakt. Dwaj funkcjonariusze z Kuźnicy, którzy przyjechali po Henima, nie tylko obiecali, że go nie wywiozą do lasu, ale też wygrzebali z toreb batoniki i wodę, interesowali się stanem mężczyzny i podjechali jak najbliżej, żeby osłabiony nie musiał chodzić. – U nas będą dla niego buty – zapowiedział jeden z nich. – Mamy trochę rzeczy, nie jesteśmy przecież tacy źli, u nas jest im całkiem dobrze – zapewnił. Ostateczna decyzja o tym, czy uchodźca zostanie objęty zgodną z prawem, gwarantowaną konwencjami międzynarodowymi procedurą, należy do dowódców. A z tym bywa różnie.

„Dostajemy codziennie informacje o kolejnych osobach potrzebujących pomocy. Niestety znaczna część jest już po wywózce na białoruską stronę granicy. Osoby pobite, chore, głodujące od kilku dni, spragnione, zmarznięte i wystraszone. Kontaktują się z nami zrozpaczeni rodzice, siostry, bracia, przyjaciele, którzy stracili kontakt ze swoimi bliskimi przebywającymi na pograniczu. W weekend temperatura w nocy na Podlasiu spadnie poniżej 0 stopni" – pisze fundacja Ocalenie w swoich mediach społecznościowych.

 Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej nie poprawia się. Każdej doby aktywiści organizacji pozarządowych spotykają głodnych, wyziębionych, wycieńczonych ludzi, także dzieci. To swoisty wyścig z czasem i ze Strażą Graniczną: o to, by ustalić tożsamość uchodźców, zawiadomić bliskich, pomóc w złożeniu wniosku o ochronę międzynarodową w Polsce.

– Zawieźcie mnie sami na policję, jeśli tak trzeba – prosił spotkany przez nas w lesie Hemin. Nie miał siły iść, kilka godzin leżał w liściach, czekając na pomoc, od kilku dni pił wodę z kałuży. Na drogę miał opakowanie suszonych daktyli. Jadł po trzy dziennie. Tamtej nocy właśnie się skończyły. Jego imię po kurdyjsku oznacza „pokój".

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Groził, wyzywał i wybijał szyby. Policja nie widziała podstaw do interwencji
Społeczeństwo
W Warszawie wyją syreny alarmowe? Wyjaśniamy dlaczego
Społeczeństwo
Sondaż: Połowa Polaków za małżeństwami par jednopłciowych. Co z adopcją?
Społeczeństwo
Ponad połowa Polaków nie chce zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach
Społeczeństwo
Poznań: W bibliotece odkryto 27 woluminów z prywatnych zbiorów braci Grimm