Taką karierę zrobił żółty kurczaczek. Pojawił się w połowie ubiegłego stulecia na pocztówkach świątecznych, na których dla kontrastu umieszczano także pisanki: ciemnoczerwone, ciemnoniebieskie lub fioletowe. Potem trafił do telewizji jako przerywnik między programami. W końcu u schyłku lat 80. zmonopolizował stragany.
Dziś na stałe zdobył miejsce przy świątecznym stole. Wkłada się go nawet do koszyczka ze święconką, chociaż śladów żółtego kurczaka próżno szukać w „Chłopach” Władysława Reymonta czy „Opisie obyczajów za panowania Augusta III” Jędrzeja Kitowicza. Bo tradycyjnym symbolem Wielkiej Nocy nie był kurczak, ale jajko.
Ono przetrwało. Ale do święconki trafiają też jajka z drewna przywożone z Ukrainy albo czekoladowe. – Nasi przodkowie wkładali jaja, ale nie te malowane, bo pisanki, kraszanki przywieszano jako ozdoby na drzewach – mówi łódzka etnograf. W zapomnienie odchodzą baranki z masła, cukru lub marcepanu. Dzieci wolą, gdy baranki są z czekolady.
Aldona Plucińska dostała na przedświąteczny prezent świecę w kształcie zajączka, która pod wpływem temperatury zmienia barwę. – Trudno interpretować, co ma symbolizować roztapiający się zając – mówi etnograf. – Mogę się domyślić, że nawiązuje do paschału, czyli symbolu światła, który jednak powinien powstać z pszczelego wosku, a nie syntetyków.
[srodtytul]Zabobon czy sacrum[/srodtytul]
„W Wielką Sobotę kapłan poświęcał wyczekiwaną po długim i surowym poście mięsną zastawę świąteczną. […] cała wieś znosiła święcone w kobiałkach podesłanych białymi ręcznikami” – pisał Zygmunt Gloger w „Encyklopedii staropolskiej”.