– Ta historia powinna być ostrzeżeniem dla rodziców, aby obserwowali własne dzieci i reagowali, gdy dzieje się coś złego – mówią "Rz" stołeczni policjanci, którzy zajmują się sprawą podwójnego samobójstwa.
Kilka dni temu w lesie na warszawskich Bielanach przechodzień znalazł ciała dwóch osób: młodej dziewczyny oraz starszego od niej mężczyzny. Wisiały obok siebie metr nad ziemią przy słupie energetycznym.
Szybko ustalono, kim są ofiary. To 15-letnia Ewa, uczennica ostatniej klasy miejscowego gimnazjum, i 36-letni Marek, mieszkaniec warszawskiego Ursynowa. – W pierwszej chwili pomyśleliśmy, że mężczyzna zabił dziewczynę, a potem się powiesił, ale szybko się okazało, że tak nie mogło być – opowiada jeden z policjantów.
Zdradza, że przy zwłokach dziewczyny znaleziono jej wyliczenia wysokości, z jakiej oboje musieli skoczyć z linami na szyi, aby doszło do złamania kręgosłupa. W okolicy nie było śladów walki. Policjant kwituje: – Ewidentnie chcieli się pozbawić życia, i to wspólnie.
Nastolatka mieszkała tylko z ojcem. Jeszcze w pierwszej klasie gimnazjum była wzorową uczennicą. Potem zaczęła się opuszczać w nauce. Nie chodziła do szkoły. Dziwnie się ubierała i samookaleczała, robiąc nacięcia na skórze czy przypalając ciało.
Wiele godzin spędzała w sieci. Kiedy ojciec kilka miesięcy temu zrezygnował z abonamentu na Internet, chodziła do pobliskiej Mediateki, gdzie mogła za darmo surfować do woli. Bywał tam też jej ojciec, ale zabroniła mu zaglądać na strony, na które się logowała.
Kilka tygodni temu administrator sieci zauważył, że Ewa często wchodzi na strony dla samobójców i satanistyczne. Pracownik Mediateki porozmawiał z nią wtedy. – Prosił, by przyszła z rodzicami, a do tego czasu zabronił jej korzystać z sieci – opowiada policjant. Do rozmowy z ojcem jednak nie doszło.
W piątek w Mediatece nikt nie chciał z nami rozmawiać na temat kontroli stron, na które wchodzą dzieci. Również w gimnazjum odmówiono rozmowy o byłej uczennicy.
Zmarły mężczyzna pochodził z Ursynowa. Nie pracował. Utrzymywał się z renty. Choć był poważnie chory, jego najbliżsi zapewniają, że nie miał myśli samobójczych. Raz tylko pokazał bratu film w telefonie komórkowym o zbiorowym samobójstwie kobiet, które rzuciły się pod pociąg.
– Potraktowałem ten film jak żart – mówił brat zmarłego.